64-letnia Maria P. dostała zakaz zbliżania się do własnej córki. Tak zdecydował sąd. 24-letnia dziewczyna była przetrzymywana w stajni. W niedzielę w tragicznym stanie zdrowia zabrało ją pogotowie. Z powodu powstałej martwicy konieczne było amputowanie pośladka oraz części uda.
Mieszkańcy Buczkowa nie dowierzają temu, co stało się w ich miejscowości. To jest karygodne, nie powinno mieć miejsca. Dlaczego gmina do tego dopuściła, przecież ta rodzina brała jakieś pieniądze. Matce chyba nie dawali, bo ona też niepełnosprawna. Gmina powinna co miesiąc sprawdzać czy te pieniądze idą na dobre cele, powinni też sprawdzić warunki ich życia. To jest też wina wójta – uważa jeden z mieszkańców.
Wójt Józef Słonina przyznaje, że obecna sytuacja nie przynosi gminie chluby. Mamy doświadczenie, że nie można ufać nawet członkom rodziny, gdy zajmują się swoimi bliskimi. Nie mówię już o samych prawnych aspektach, ale o moralnych. Ingerencja jednak jest potrzebna, bo samo zapytanie, jak wygląda sytuacja, nie wystarcza. Trzeba kontrolę z opieki społecznej zagęścić, żeby podobnych sytuacji na przyszłość nie było – mówi wójt.
Józef Słonina nie zamierza wyciągać konsekwencji wobec swoich podwładnych z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Prokurator nie przedstawił zarzutów pracownikom tylko próbuje przedstawić osobie odpowiedzialnej. Trudno pewnie osobie o wątpliwym zdrowiu psychicznym przedstawić zarzuty, byłem tym zdziwiony, ale oprócz tej matki i córki mieszka tam jeszcze siostra z mężem i z dziećmi. To są ludzie pełnoletni i jeśli nie radzili sobie z tymi członkami rodziny, to powinni tę informację przesłać do nas – dodaje wójt Rzezawy.
Ewa Longa, pracownik socjalny Gminnego Ośrodka Pomocy w Rzezawie miała kontakt z rodziną z Buczkowa. Ta rodzina była objęta pomocą doraźną. Była zabezpieczona finansowo. Obie panie, zarówno matka, jak i córka, miały rentę socjalną, wypłacaliśmy zasiłki pielęgnacyjne i pomocy finansowej jako takiej nie udzielaliśmy, bo tam pieniądze były. W 2009 r. bodajże kupowaliśmy im węgiel.
Według pracownicy GOPS, dwiema niepełnosprawnymi umysłowo kobietami opiekowała się siostra Marii P. W grudniu 2012 r. mieliśmy zgłoszenie, że nigdzie na wsi tych pań nie widać. Pojechałyśmy tam. Była zima, było zimno, panie miały zabezpieczony nocleg, miały ciepły posiłek, problem był z myciem, z higieną. Pani Maria miała specyficzny charakter i ciężko było do niej dotrzeć, więc zaproponowałyśmy siostrze dom pomocy społecznej dla obu pań. Powiedziała, że jak nie da sobie rady, to zgłosi.
Ewa Longa podkreśla, że podczas wywiadu środowiskowego nie zauważyła nic niepokojącego. Owszem, one chodziły do tej szopy w ciągu dnia. Był tam piec, w którym gotowały się ziemniaki dla drobiu, ale spać i jeść przychodziły do domu. W kwietniu siostra pani Marii odwiedziła nas w zupełnie innej sprawie i poruszyłyśmy temat domu pomocy społecznej. Pani Irena powiedziała: „daje radę, jeżeli nie dam rady, będziemy załatwiać dom pomocy”. Na pewno, gdyby ta pani zgłosiła telefonicznie, że nie daje rady, że coś się tam dzieje, na pewno te panie byłyby już w domu pomocy społecznej i do tego nieszczęścia by nie doszło – kontynuuje pracownica socjalna z GOPS-u w Rzezawie.
Zarzuca nam się, że były jakieś anonimy i nie reagowaliśmy. Nic takiego nie było. Mogę z całą stanowczością powiedzieć, że było jedno jedyne zgłoszenie. Na każdy anonim, na każdy telefon natychmiast jedziemy. Na naszym terenie to pierwszy taki przypadek, że działo się coś takiego, o czym byśmy nie wiedzieli. Jeżeli będzie trzeba, już załatwiamy dom pomocy. Mamy ustną umowę z bocheńską placówką, jeśli będzie sygnał żeby przyjechać, to jedziemy. Sprawa już tak daleko się posunęła, że dom pomocy dla tej pani, a w przyszłości dla jej córki będzie nieunikniony – uważa Ewa Longa.
Maria P. po tym, jak we wtorek usłyszała prokuratorskie zarzuty, została zwolniona z aresztu. Został wobec niej zastosowany środek zapobiegawczy w postaci zakazu zbliżania się na odległość pięciu metrów do upośledzonej córki oraz zakaz kontaktowania się z nią. Po czynnościach w prokuraturze kobieta została zwolniona i zamieszkuje razem ze swoją siostrą w miejscowości Buczków – mówi sierż. sztab. Łukasz Ostręga, rzecznik bocheńskiej policji.