Burmistrz Bochni dopuszcza zadanie pytania o połączenie miasta z gminą Bochnia w planowanym na jesień referendum. Ma jednak wątpliwości, czy referendum w dniu wyborów samorządowych to dobry pomysł.
Jak już informowaliśmy, jesienią mieszkańcy Bochni mają się wypowiedzieć w sprawie parkingu podziemnego przy pl. Okulickiego. Obecnie inicjatorzy referendum (Bocheński Związek Pracodawców) zbierają podpisy w sprawie poparcia tego pomysłu. Muszą zebrać podpisy 10 procent osób uprawnionych do głosowania, czyli ok. 2400 podpisów. Obecnie mamy 400-500 podpisów, ale główny okres zbierania głosów planujemy wówczas, gdy będziemy mieć gotową wizualizację. Chcemy móc pokazać, jak to ma wyglądać i dopiero wówczas chodzić wśród mieszkańców. Rysunki pierwotnie przedstawione nie oddają tego w pełni – mówi Edward Sitko, prezes związku.
Niedawno powstał pomysł, aby przy okazji referendum zapytać o jeszcze jedną sprawę ważną dla przyszłości Bocheńszczyzny: połączenie miasta i gminy Bochnia. Taką inicjatywę zgłosił w formie interpelacji radny Maciej Fischer. Burmistrz Stefan Kolawiński nie mówi „nie” takiemu pomysłowi, choć ma pewne zastrzeżenia.
Oczywiście można takie pytanie zadać, natomiast z mojego punktu widzenia sprawa połączenia miasta i gminy nie jest tak bardzo oczywista. Raczej jestem skłonny rozmyślać o tym w kategoriach np. inicjatywy jakiejś miejscowości, która chciałaby być włączona do miasta. W mieście toczy się wiele spraw wymagających sporego zaangażowania finansowego i obawiam się, że połączenie w tym momencie gminy Bochnia z gminą miasta Bochnia byłoby mało korzystne dla miasta – uważa burmistrz.
Stefan Kolawiński uważa za nietrafiony argument radnego Macieja Fischera, który w interpelacji zwrócił uwagę że rząd promuje samorządy łączące się w jeden organizm. Zdaniem Kolawińskiego, gmina i miasto mogą bez łączenia się występować o pieniądze zewnętrzne na wspólne zadania.
Burmistrz przyznaje, że referendum to najbardziej demokratyczna forma wypowiedzenia się mieszkańców. Uważa, że należy jednak dostrzec pewne sprawy, które z punktu widzenia urzędu stanowią „pewnego rodzaju obciążenie”. Nie chcę powiedzieć, ze jest to nie do przezwyciężenia, natomiast proszę sobie wyobrazić, że do lokalu wyborczego w którym będziemy musieli zmieścić dwie komisje przychodzą mieszkańcy i głosują na radnych, na burmistrza, a do dodatkowej urny wrzucają kartkę z rozstrzygnięciem referendalnym. Dostrzegam możliwość pomyłek, a na ich bazie dostrzegam możliwość odwołań.
Burmistrz dodaje, że lokalne wyborcze w Bochni są małe, dlatego w niektórych wypadkach „wątpliwa jest możliwość zmieszczenia dwóch komisji”. Gospodarz Bochni zwraca uwagę również na koszty. W czasie wyborów głosowanie będzie odbywało się także w sąsiednich gminach. Nie ma skąd pożyczyć dodatkowych urn tylko trzeba je po prostu kupić. Trzeba zabezpieczyć wynagrodzenie dla wszystkich członków komisji. To rodzi określone koszty. Dlatego trzeba się zastanowić, czy akurat wybory będą najwłaściwszym okresem na tego typu zapytanie. Gdyby można to było zrobić w innym czasie, wykorzystujemy sprzęt którym już dysponujemy zmniejszając koszty referendum. Oczywiście referendum w dniu wyborów z punktu widzenia mieszkańca jest jak najbardziej zasadne: raz idę, głosuję i załatwiam wszystkie sprawy. Tylko są wątpliwości techniczne odnośnie zorganizowania tego, jak również te dotyczące samego sposobu głosowania – konkluduje burmistrz.