Sprawa kamienicy przy pl. Św. Kingi 1 w Bochni trafiła na wokandę. Bogdan Kosturkiewicz uznał, że publikacje dziennikarki „Gazety Krakowskiej” naruszyły jego dobre imię i wystąpił przeciwko Małgorzacie Więcek-Cebuli na drogę sądową.
Bogdan Kosturkiewicz twierdził, że swoimi publikacjami Małgorzata Więcek-Cebula poniżyła go w oczach opinii publicznej, naruszyła jego dobre imię i naraziła na utratę zaufania do niego jako burmistrza Bochni (art. 212 kodeksu karnego).
Chodzi o publikacje w „Gazecie Krakowskiej”, m.in. z 16 maja 2007 r. pt. „Ktoś tu kłamie”. Autorka tekstu zarzuciła ówczesnemu burmistrzowi, że okłamał radę miejską, zapewniając podczas sesji, że nie wystąpił o zasiedzenie kamienicy przy Pl. Św. Kingi 1. Miało do tego dojść przed Sądem Rejonowym w Myślenicach, gdzie Urząd Miejski w Bochni reprezentowała radczyni prawna Stanisława Dziadoszczyk. Działała na mocy pełnomocnictwa poprzedniego burmistrza Wojciecha Cholewy. Zdaniem dziennikarki na mocy ciągłości władzy radczyni reprezentowała de facto Bogdana Kosturkiewicza. Faktycznie Bogdan Kosturkiewicz sam nie występował przed sądem o zasiedzenie, natomiast czyniła to jego pełnomocniczka, pani Stanisława Dziadoszczyk, które reprezentowała Urząd Miejski w Bochni, a właśnie Bogdan Kosturkiewicz wtedy był burmistrzem i reprezentował Urząd Miejski w Bochni – mówi Małgorzata Więcek-Cebula.
Przypomnijmy, właściciel kamienicy uznał wystąpienie przed Sądem Rejonowym w Myślenicach za zerwanie ugody z miastem. To na jej mocy w kadencji Wojciecha Cholewy Władysław Włodarczyk zobowiązał się m.in. do wykonania monitoringu miejskiego i remontu dachu Muzeum im. Stanisława Fischera.
Sąd Rejonowy w Bochni uznał, że ze strony dziennikarki nie doszło do złamania prawa z art. 212 kodeksu karnego, zatem nie można mówić o popełnieniu przestępstwa przez dziennikarkę. Rozprawa potwierdziła, że pani Małgorzata Więcek-Cebula pisała nieprawdę w swoich artykułach. Sama zresztą przyznała się do tego, że pani Stanisława Dziadoszczyk, która była radczynią, nie posługiwała się moim pełnomocnictwem, ale pełnomocnictwem mojego poprzednika. Faktem jest natomiast, że reprezentowała Gminę Miasto Bochnia i to jest sprawa bezsporna. Zresztą nie była ona przedmiotem rozważań sądu – komentuje Bogdan Kosturkiewicz. Były burmistrz twierdzi, że radczyni nie informowała go o swoim wystąpieniu przed sądem w Myślenicach.
Na pytanie, dlaczego zdecydował się na pozew, były burmistrz odpowiada, że dziennikarka wielokrotnie pisała nieprawdę i przyszedł czas, aby pokazać, jak było naprawdę. Bardzo interesujące, wzajemnie sprzeczne zeznania, które – wydaje mi się – być może mogłyby być podstawą do wszczęcia postępowania. Wydaje mi się, że niektórzy ze świadków powinni się zastanowić, że zeznają pouczeni odpowiedzialnością karną.
Bogdan Kosturkiewicz zwraca uwagę, że trzy z pięciu zarzutów w stosunku do dziennikarski już się przedawniła, stąd taki, a nie inny wyrok (zarzuty przedawniają się po 3 latach od ich popełnienia bądź po roku od czasu, gdy osoba pokrzywdzona dowiaduje się o popełnionym czynie). Uważam, że wszystkie informacje, które podała pani Więcek, jeśli weźmie się pod uwagę wykładnię literalną, okazuje się, że są nieprawdziwe i myślę, że co do tego sąd nie miał najmniejszych wątpliwości. Sąd wziął pod uwagę tylko i wyłącznie dwa zarzuty, można powiedzieć najsłabsze. Ponieważ w innych artykułach, które ukazywały się w „Gazecie Krakowskiej” – chodzi o ustalenie przede wszystkim, kto był autorem tych artykułów – okazało się, że autorem był pan Tomasz Stodolny. One zawierały uwagi, które miały charakter obelżywy w stosunku do mnie i dążyły do mojego poniżenia w oczach opinii publicznej.
Moim zdaniem ten wyrok tylko potwierdził to, co od dłuższego czasu wiedziały wszystkie osoby zamieszane czy związane ze sprawą kamienicy przy Pl. Św. Kingi 1, że pełnomocnictwo udzielone przez jednego burmistrza nie wygasa za panowania kolejnego. To była rzecz kluczowa w tej sprawie – komentuje sprawę Małgorzata Więcek-Cebula.
Sprawa była rozpatrywana przez Wydział Karny Sądu Rejonowego w Bochni. pierwsze posiedzenie pojednawcze nie przyniosło rezultatu. Z moim adwokatem uznaliśmy, że nie będziemy przepraszać Bogdana Kosturkiewicza, bo nie mamy za co go przepraszać, bo w swoich publikacjach nie napisałam nic nieprawdziwego, co zresztą potwierdziło rozstrzygnięcie sądowe – mówi dziennikarka. Dlatego Sąd wyznaczył kolejną rozprawę, w czasie której doszło do przesłuchań świadków powołanych przez obie strony. Później miało miejsce jeszcze jedno posiedzenie, w czasie którego przewód sądowy zamknięto, a 7 maja zapadł wyrok.
Bogdan Kosturkiewicz został obciążony kosztami postępowania sądowego. Nie jest on prawomocny. Radny mówi, że czeka na pisemne uzasadnienie wyroku i wówczas zdecyduje, czy złoży od niego odwołanie, czy też nie.