Lekarz, który był członkiem zespołu ratunkowego, przebywał w toalecie w momencie zgłoszenia. Takie są ustalenia komisji powołanej przez dyrektora szpitala w Bochni. Karetka została wezwana do 4-letniej dziewczynki z Kobyla, która zadławiła się orzechem.
Wóz ratunkowy dojechał do celu po 14 minutach, jednak pojawiły się wątpliwości, czy nie mógł tam być wcześniej i czy krótszy czas dojazdu nie miałby wpływu na stan zdrowia dziecka. Beatka przebywa teraz w stanie ciężkim w krakowskim szpitalu dziecięcym. Dyrektor szpitala Jarosław Kycia mówi, że lekarz nie dochował procedur, bo nie powiadomił pozostałych członków załogi o swoim wyjściu do toalety.
To zgłoszenie zastało doktora w toalecie z problemami – jak on zaznaczył – ostrego nieżytu żołądkowo-jelitowego, o czym nie poinformował pozostałych członków zespołu. W momencie, kiedy przyszło zgłoszenie, dzwonili na dyżurkę, lekarza nie było, dopiero znaleźli go w toalecie. Niemniej oni już działali, reagowali i czasy które zostały podane, zostały zachowane – czas dojazdu wynosił 14 minut. Sytuacja ta nie miała skutku, jeśli chodzi o wyjazd do pacjentki, niemniej jednak nie dochował on procedur – mówi dyrektor.
Dyrektor zapowiada, że lekarz zostanie odsunięty od wyjazdów karetką. Na chwilę obecną pan doktor już nie będzie świadczył tych usług. My natomiast będziemy zwracać uwagę na kwestie zgłoszenia, czyli każda sytuacja, w której lekarz opuszcza swoje miejsce, musi być przedstawiona pozostałym członkom zespołu. Nawet jeśli chodzą do toalety, powinni o tym poinformować.
Jarosław Kycia dodaje, że nie sposób ocenić, czy wcześniejszy wyjazd karetki mógł uchronić dziewczynkę przed krytycznym stanem zdrowia. To się odbywało w miarę równocześnie, ratownicy się zbierali, informowali go i on prosto z tej toalety dobiegł do karetki. Czy dało się zrobić lepiej, czy można było szybciej, to jest teraz ciężko ocenić – dodaje Jarosław Kycia.
Postępowanie komisji jeszcze się nie zakończyło.