Tak dużej polaryzacji w radzie miejskiej dawno nie było. Sprawa terminu referendum mocno podzieliła grupę 21 radnych. Padły oskarżenia o manipulację i „pitolenie”, a z drugiej strony dało się słyszeć, że głosowanie w sprawie parkingu w odrębnym dniu będzie „świętem demokracji”.
Mieszkańcy Bochni pójdą do urn trzykrotnie w ciągu dwóch tygodni. Tak zdecydowali radni. Chodzi o referendum w sprawie budowy podziemnego parkingu na Placu Okulickiego. Odbędzie się ono 23 listopada, mimo że inicjatorzy akcji wnioskowali o datę 16 listopada, w dniu wyborów samorządowych.
Jako pierwszy głos w dyskusji zabrał radny Wojciech Cholewa. Podkreślał, że praktyka wielu samorządów (np. Krakowa) pokazuje, że referenda organizuje się dniu zaplanowanych wyborów, a nie osobno. Stwierdził, że termin 23 listopada „z góry to referendum przekreśla”. Tym terminem jego zasadność zostanie przekreślona.
Uważam, że po raz pierwszy w historii tego miasta będziemy mieli święto demokracji. Właśnie oddzielanie tych rzeczy jest przejawem tego, że nie będzie to upolitycznienie tego pięknego aktu, którym jest przyjście i zagłosowanie – stwierdził radny Władysław Rzymek.
Radny Adam Korta przywołał przykład krajów skandynawskich i Szwajcarii, które „szczycą się tym, że w drobnych sprawach pytają o zdanie mieszkańców”. Nie zgodzę się z tym, że będzie to święto demokracji, jeżeli odbędzie się 23 listopada, bo wiemy również że w historii naszego kraju w referendach ogólnopolskich tylko w jednym przypadku spełniliśmy kryterium frekwencji: kiedy pytano nas, czy chcemy wejść do Unii Europejskiej). Proponowanie daty innej niż 16 listopada bądź 30 listopada jest manipulowaniem naszych mieszkańców – mówił radny PO.
Po tej propozycji wywiązała się ostra dyskusja. Radny Wiesław Wnęk stwierdził w pewnym momencie: Chcemy w białych rękawiczkach wykonać to, żeby referendum było niewiążące. Wiemy, jaka jest frekwencja w wyborach samorządowych czy innych. I to jest podstawowa sprawa: chcemy decydować za wszystkich. Nie będzie frekwencji w innym terminie. Myślę, ze do sumie n wam przemawia, że jeżeli mieszkańcy mają demokratycznie wyrazić swoją wolę, to niech się to odbędzie w tym terminie, a nie pitolić cuda o jakichś świętach, nie wiadomo co. Świąt mamy dość.
Nie popadajmy w histerię – apelowała radna Marta Babicz. Jej zdaniem termin referendum nie ma żadnego znaczenia. Jeżeli ktoś będzie chciał zagłosować tak albo inaczej, to tak czy inaczej pójdzie. Nawet jeśli ono będzie w dniu wyborów, to będzie grupa ludzi, która zagłosuje na burmistrza, radnego, a wcale nie pójdzie zagłosować w referendum, bo jego to nie będzie interesowało. Więc nie rozdmuchujmy sprawy, bo znowu w mediach zacznie się kampania na ten temat.
Po zamknięciu burzliwej dyskusji przystąpiono do głosowania. Najpierw rozpatrzono wniosek Adama Korty o zmianę daty referendum na 16 listopada. Opowiedziało się za nią tylko osiem osób: Wojciech Cholewa, Celina Kamionka, Marek Kania, Adam Korta, Krzysztof Pławecki, Łucja Satoła-Tokarczyk, Krzysztof Sroka i Wiesław Wnęk. Jedna osoba wstrzymała się od głosu (Edward Dymura), pozostała grupa była przeciwna: Marta Babicz, Jan Balicki, Marek Całka, Jan Czechowski, Piotr Dziurdzia, Maciej Fischer, Jacek Kawalec, Maria Kmiecik, Bogdan Kosturkiewicz, Władysław Rzymek, Anna Suwara, Kazimierz Ścisło.
Datę 23 listopada poparło 17 radnych.
Edward Sitko, pełnomocnik inicjatora referendum stwierdził zaraz po głosowaniu, że wybór daty innej niż wybory samorządowe to zamach na demokrację. Nie okłamujmy się, mówimy o święcie demokracji, że przyjdą mieszkańcy, a frekwencję może nawet zdziesiątkować deszcz w naszym mieście.
Zdaniem Szefa Bocheńskiego Związku Pracodawców mało prawdopodobne jest uzyskanie w tym terminie odpowiedniej większości. W kuluarach stwierdził nawet, że teraz związek będzie nawoływał do bojkotu referendum. To jest czysta manipulacja, jestem zażenowany tym, co zrobiła rada miasta. Uważam, że to patrykularny interes grupy radnych, którzy chcą na tym przedsięwzięciu zbić swój kapitał wyborczy. Nie da się ukryć, że jest kilkanaście osób, które podejrzewam że bały się tego referendum w wyborach, bo osoba która popierała to referendum na pewno nie byłaby faworyzowana w czasie wyborów – powiedział Edward Sitko w rozmowie z mojaBochnia.pl.
Jego zdaniem 23 listopada są małe szanse uzyskania minimalnej frekwencji, co oznaczać będzie nieważność głosowania. Jeżeli na eurowybory do urn poszło 22 procent mieszkańców Bochni, to nie wierzę że w ciągu 3 tygodni, jakie będą po sobie, udało nam się zgromadzić w drugim tygodniu 30 procent mieszkańców. Chciałbym, żeby tak się stało, ale to jest mało prawdopodobne – dodaje Edward Sitko.
Przewodniczący rady miejskiej Kazimierz Ścisło wyjaśnia, że w projekcie uchwały zaproponował termin 23 listopada, bo tydzień wcześniej odbywają się cztery głosowania i byłyby problemy organizacyjne z przeprowadzeniem kolejnego. Chciałem, żeby referendum było 30 listopada, ale nie dano mi szansy, ponieważ było mnóstwo telefonów, żeby ta uchwała się ukazała [w czwartek 25 września – przyp. red.]. Chciałem zwołać sesję nadzwyczajną, wtedy odsunęłoby nam się to w terminie i wtedy byłby możliwy 30 listopada – wyjaśnia.
Wczoraj nie można było przegłosować daty 30 listopada, bo wykracza ona poza ustawowe 50 dni od przyjęcia uchwały do przeprowadzenia referendum. 30 listopada byłby lepszym terminem, ponieważ wtedy będzie druga tura wyborów, która na pewno się odbędzie i wtedy mamy tylko głosowanie w sprawie burmistrza i doszłoby drugie w sprawie referendum. Natomiast w pierwszej turze są cztery głosowania i nie chcieliśmy po prostu robić dodatkowych kosztów, ale też i zamieszania – tłumaczy przewodniczący rady.