Tajemnica 100-letniej kasy pancernej w Bochni została wyjaśniona. Po siedmiu dniach mozolnej pracy, trwającej po kilkanaście godzin, zawodowy kasiarz wreszcie rozpracował sejf, jaki przypadł w spadku straży miejskiej.
Największym problemem dla kasiarza z okolic Iłży, kasiarza z 34-letnim doświadczeniem, były dwa zamki umieszczone w jednym otworze na różnych głębokościach. Dorabiam ten klucz, skupiam się na tym, żeby załatwić sprawę. To wcale nie jest takie proste, bo kasa była trudna. W jeden otwór kluczowy wchodziły dwa klucze: część zamka się otwierała jednym kluczem, a druga część zamka drugim kluczem – tłumaczy Edward Kieszek w rozmowie z mojaBochnia.pl. Blisko rok wcześniej, innemu specowi od kas pancernych, udało się złamać szyfr.
Okazało się, że w środku są dokumenty oraz jeden niespodziewany eksponat, datowany na okres międzywojenny. Komendant Krzysztof Tomasik zaprezentował zawartość kasy podczas konferencji prasowej.
Poza dokumentami, poza broszurkami, mamy w środku bardzo fajną rzecz: mamy prawdziwego mercedesa mniej więcej 1936 roku. Jest to maszyna do pisania mercedes – mówił komendant Krzysztof Tomasik na spotkaniu z dziennikarzami. Szef straży miejskiej przyznał, że maszyna prawdopodobnie pozostanie w straży miejskiej i będzie służyć jako eksponat dekoracyjny.
W dwumetrowej szafie pancernej pozostały jeszcze do otwarcia trzy z czterech skrytek. Kasiarz ma się z nimi zmierzyć w najbliższym czasie. Ma również przywieźć strażnikom dorobiony klucz do otwierania szafy.
Szafa pancerna, co oczywiste, nie będzie stała pusta. Ma służyć do przechowywania dokumentów ścisłego zarachowania (np. mandatów) oraz środków przymusu bezpośredniego (np. gazu oraz pałek wielofunkcyjnych).