Zofia Wiśniewska: Uczta u Wierzynka

Dzisiaj prezentujemy już szóstą legendę o Kazimierzu Wielkim autorstwa Zofii Wiśniewskiej.Opowiada ona o Uczcie u Wierzynka.

Kazimierz Wielki – nasz dobry król, wspaniały gospodarz i pokojowy władca zawsze był zdania, że każdy spór, nawet ten najgorszy, można złagodzić lub całkiem usunąć, gdy tylko dwie przeciwne strony wykażą dobrą wolę, a mediatorzy, potrafią okazać cierpliwość, znajomość rzeczy, życzliwość.

W Polsce nie miał już Kazimierz Wielki znany także Sprawiedliwym punktów zapalnych, ale za to królewski siostrzeniec Ludwik Węgierski wszedł w ostry zatarg graniczny z cesarzem Karolem IV, który przewodził wszystkim książętom niemieckim Rzeszy, a przebywał najczęściej w Pradze.

Ludwik panujący nad Węgrami, Siedmiogrodem, Dalmacją, Kroacją, Serbią, Bośnią był człowiekiem butnym, wybuchowym, łatwo zapalnym. Przeciwnik wykazywał podobne cechy, stąd spór się zaogniał i konsekwencji mógł doprowadzić do wojny między Cesarstwem a Węgrami, zaś jej wynik stanowił wielką niewiadomą.

Na całe szczęście wkroczył do akcji nasz zacny władca z całym spokojem lotnym umysłem i dobrymi pociągnięciami. Zaproponował sąd polubowny i zwrócił się do zwaśnionych stron, by do czasu ogłoszenia jego wyników Ludwik Węgierski i Karol IV powstrzymali swe wojownicze zapędy.

Po pokojowym zakończeniu sporu zależało też Stolicy Apostolskiej, na której czele stał papież Urban V. On to wysunął naszego króla jako głównego rozjemcę głęboko wierząc w słuszność jego posunięć.

Nasz Kaźko rozpoczął działania na szeroką skalę. Dobrał sobie grono zaufanych ludzi, którzy mu pomagali prowadzić pokojowe dzieło. Niektórzy dotarli nawet do cesarza przekonując go, ze każda wojna to straty, zniszczenia śmierć tysięcy ludzi, a to może oznaczać ogromną przegraną obydwu stron.

W tej sytuacji trzeba szukać innych rozwiązań a może po prostu …ożenić się…, bo jak raz jest kandydatka piękna mądra, bogata i z dobrego, liczącego się rodu. Resztę uczynili swaci i swatki, którzy szeptali do ucha cesarzowi:
– Kandydatka to Polka, wnuczka Kazimierza Wielkiego, córka Księcia Bogumiła – księżniczka Elżbieta. Jaki ród, jakie parantele, a jaki kraj? Piękny, bogaty, żyzny.
Najlepiej odwiedzić go osobiście, a potem „się zobaczy”.

Cesarz słuchał i nabierał coraz większej ochoty, by ujrzeć te wszystkie cuda, a przede wszystkim pannę. Potem ulegając kuszącym opisom wysłał do Krakowa posłów z prośbą o rękę młodziutkiej księżniczki obiecując w przypadku otrzymania zgody, osobistą wyprawę do Polski, o której tak wiele dobrego mu opowiadano.

Rzeczywiście na wiosnę 1363 roku wybrał się do Polski z olbrzymią świtą złożoną z rycerzy i znakomitych mężów stanu. Chciał bowiem zaimponować Kazimierzowi Wielkiemu.

W Krakowie znaleźli się „niby przypadkiem” zaproszeni przez króla „wielcy tego świata” Ludwik Węgierski z żoną Elżbietą, król duński-Waldemar, książę Bogusław V z żoną i córką Elżbietą, oficjalną już narzeczoną cesarza, król Cypru i Jerozolimy – Piotr, a także różni książęta z Mazowsza i Śląska.

Cesarz zatrzymał się ze swoim dworem w Olkuszu, do którego wyjechali mu na powitanie panowie i najprzedniejsi rycerze, zaś panna młoda z rodzicami , królewskimi gośćmi i tłumem mieszkańców czekała przed bramami Krakowa. Sam dostojny dziadek z orszakiem wyszedł na stoki Wawelu.

Pan młody był zauroczony. Nie wiedział, co bardziej podziwiać. Piękną narzeczoną, jej kulturę, maniery, wspaniałych gości czy zasobność tego północnego kraju znanego mu tylko ze słyszenia, ogrom i budowle stolicy, piękny zamek, a przede wszystkim jego gospodarza przezacnego króla Kazimierza Wielkiego. Karol IV nie krył swojego zaskoczenia i zachwytu.

Na trzeci dzień w katedrze na Wawelu odbył się uroczysty ślub cesarza Karola IV z księżniczką Elżbietą – wnuczką Kazimierza.

Trzy tygodnie nieprzerwanie trwały weselne gody połączone z biesiadami, turniejami, popisami chórów, śpiewaków, trefnisiów.

Na zakończenie uroczystości żupnik wielickich kopalni, rajca miejski Mikołaj Wierzynek zaprosił dostojników do swego domu przy Rynku Głównym. Zaproszenie zostało przyjęte i goście w otoczeniu dam dworu i rycerstwa pospieszyli do domostwa bogatego mieszczanina.

W ogromnych salach były przygotowane suto zastawione biesiadne stoły, zaś marszałek koronny chciał usadowić gości według dostojeństwa zaczynając od osoby , jego zdaniem, najważniejszej, czyli cesarza. Wówczas jednak Mikołaj Wierzynek skłonił się głęboko i najpierw podziękował za zaszczyt, jaki spotyka jego dom, a tym samym cały stan mieszczański, za to , że tak zacni goście nie czynią różnic pomiędzy szlachetnie urodzonymi, a nim.

Potem poprosił aby pierwsze miejsce zajął miłościwe panujący Kazimierz Wielki. Na wszystkich biesiadach w zamku Jego Cesarska Mość – mówił – zajmował najwyższe miejsce. U zaś, w moim skromnym domu, niech będzie inaczej, bez uchybienia cesarzowi. Tutaj godzi się, by cesarz jako pan młody usiadł ze swą małżonka obok gospodarzy, bo tak każe obyczaj. Gospodarzy zaś jest tu dwóch: król Kazimierz Wielki – gospodarz kraju i miasta i ja – gospodarz domu, sługa państwa i całego mojego stanu. Wierzynek wywiódł to wszystko piękną łaciną.

Goście ucichli, a potem żywo przyznali rację Wierzynkowi, chwalili jego rozum i pomysłowość. Pochwalili go także cesarz Karol IV, król Ludwik i reszta. Zajęli, miejsca zgodnie z sugestią mądrego rajcy i uczta trwała do późnych godzin nocnych. Potrawy i napoje smakowały wybornie.

Gdy radość sięgnęła zenitu mikołaj Wierzynek uderzył pierścieniem w inkrustowany kielich i jeszcze raz poprosił o głos:
– Pragnę zwrócić uwagę , że Wysoka Komisja Rozjemcza , na czele której stoi nasz Najmiłościwszy Król Kazimierz Wielki, nie ogłosiła jeszcze werdyktu w sprawie wiadomego sporu, a może byłby to najlepszy moment?

Cesarz i król Ludwik popatrzyli na siebie, a potem zwrócili się do Kazimierza Wielkiego:
– prosimy o decyzję.
Król Kazimierz bystro spojrzał na swych doradców, a widząc ich przychylność i aprobatę ogłosił:
– Spór wygasł. Oby się nigdy nie powtórzył. Trzeba słuchać głosu rozumu i zawsze szukać pokojowych możliwości. A potem zakończył fragmentem łacińskiego wiersza:

– Wojny staczają zaślepieni głupcy, szczęśliwe kraje kojarzą małżeństwa.

Wystąpienie króla przyczyniło się do jeszcze większej radości. Mikołaj Wierzynek kazał wytoczyć na rynkowy bruk wiele beczek przedniego węgierskiego wina, by razem z jego gośćmi cieszyła się cała stolica, wszyscy mieszkańcy, którzy w tę niecodzienna noc znaleźli się w pobliżu, by świętować ze swoim mądrym rajcą. Biesiadowali zatem, jedli pieczyste i popijali winem.

Na zakończenie uczty Mikołaj Wierzynek obdarował swoich gości srebrna zastawą. Rozdał gościom dzbany, patery, kielichy i klejnoty.

Długo jeszcze na różnych dworach europejskich rozprawiano o uczcie u Wierzynka…Opowiadano o północnym kraju, Polsce, tak dobrze rządzonej przez mądrego władcę, że nawet mieszczanin mógł sobie pozwolić na taki wspaniały gest. Sława rosła.

Uwaga: Minęło ponad sześć wieków, a pamięć o mądrym królu, budowniczym „murowanej” Polski i mieszczaninie Mikołaju Wierzynku przetrwała. W sławnej restauracji „U Wierzynka” malowidło pędzla Bronisława Abramowicza zdobiące Salę Rycerską przypomina o tamtym wydarzeniu

There are 1 comments