Minął rok od zabójstwa pracownika kantoru z Bochni. Mimo, że policja bardzo szybko opublikowała portret pamięciowy sprawcy, do dzisiaj nie udało się go ustalić. Śledztwo trwa.
Do napadu doszło 27 października 2014 roku około godziny 17.00. Było ciemno i mgliście. 41-letni pracownik kantoru w centrum miasta z całodziennym utargiem wysiadł z samochodu przy ul. Legionów Polskich. Towarzyszyła mu 37-letnia sąsiadka, którą podwiózł z pracy. Nagle do mężczyzny podbiegł napastnik, żądający pieniędzy. Rozległy się strzały. Mężczyzna został postrzelony w klatkę piersiową, udo i ramię, kobieta – w biodro. Pracownik kantoru zmarł w szpitalu.
Nazajutrz policja opublikowała portret pamięciowy sprawcy, wyznaczono również nagrodę pieniężną za wskazanie bandyty. Jak dotąd nie udało się go jednak zatrzymać.
Od ponad pół roku śledztwo prowadzone jest pod nadzorem Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Niestety, pomimo szeregu podjętych czynności, do chwili obecnej nikomu nie przedstawiono zarzutu zabójstwa. Jednak nadal śledztwo jest kontynuowane – poinformował portal mojaBochnia.pl Piotr Kosmaty, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Blisko 8 miesięcy temu „Gazeta Wyborcza” sugerowała trop, wskazujący na gang zajmujący się napadami na kantory wymiany walut. W sprawie badany jest każdy wątek oraz wszystkie pojawiające się wersje są weryfikowane. Podanie większej liczby szczegółów może zagrozić dobru śledztwa – dodaje Piotr Kosmaty, dopytywany przez nas o ten aspekt sprawy.
Poszukiwanemu mężczyźnie grozi 25 lat więzienia, a nawet dożywocie.