Kilka miesięcy temu informowaliśmy o prawomocnym wyroku sądu, nakazującym rozbiórkę chlewni przy Proszowskiej. Dzisiaj obiekt już nie istnieje, został rozebrany przez właściciela.
O sprawie informowaliśmy już ok. 6 lat temu, jeszcze w papierowym wydaniu Mojej Bochni. Zwrócili się do nas z interwencją sąsiedzi tuczarni. Rzecz trwała tak długo, ponieważ właścicielowi przysługiwały prawa odwoławcze. Ponieważ obiekt powstał przed 1995 r., sprawa była rozpatrywana w trybie ustawy o prawie budowlanym z 1974 r. Przepisy tamtej ustawy dopuszczały odroczenie rozbiórki, z czego skorzystał inwestor. – Obecnie takiej możliwości już nie ma – mówił w rozmowie z Moją Bochnią w lipcu tego roku Adam Kobiela, ówczesny Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego.
Przekonywał on wówczas, że nadzór nie jest w stanie zapobiegać powstaniu danej inwestycji. – To ustawa przewiduje, co i gdzie wolno budować, nadzór budowlany pojawia się w sytuacjach nieprawidłowości.
Co więcej – argumentował Kobiela – w momencie wybudowania chlewni nie obowiązywał jeszcze obecny plan zagospodarowania przestrzennego dla dzielnicy Proszowska. – Obiekty powstawały przed 1995 r., kiedy był jakiś inny plan zagospodarowania, który prawdopodobnie dozwalał na takie obiekty.
Kolejnym faktem, związanym z kontrowersyjną inwestycją jest to, że powstała ona bez pozwolenia na budowę. I tutaj rola nadzoru budowlanego sprowadza się najpierw do sprawdzenia możliwości legalizacji inwestycji. – Takie postępowania się toczyły, dlatego to tak długo trwało, bo od każdej decyzji odwoływał się albo właściciel albo sąsiedzi.
To co opowiada były PINB to brednia ,przedłużanie postępowań to była Jego specjalność-wydawanie decyzji postanowień od których można skutecznie się odwoływać a smrodek trwał w najlepsze.Należy odpowiedzieć na pytanie ile PINB wydał Decyzji i ile uchylono z powodu niezgodności z k.p.a. i Pr.bud.Pan PINB pracował w organach architektury i nadzoru od poł.lat 80-tych więc od początku miał styczność z tą śmierdzącą inwestycją.