Sprawa związana z odpadami medycznymi znalezionymi w Bochni trafiła do sądu. Weterynarz, podejrzewany o to, że odpady pochodziły z jego gabinetu, do winy się nie przyznaje.
Przypomnijmy, kilka tygodni temu w rejonie ul. Dębcza znaleziono zużyte strzykawki, sierść zwierzęcą, opakowania po kroplówkach, zużyte niesterylne igły, rękawiczki, opakowania po lekach oraz probówki z krwią. Ponieważ wśród śmieci były też druki z adresem gabinetu weterynaryjnego, straż miejska wezwała do złożenia wyjaśnień weterynarza.
Jak mówi Krzysztof Tomasik, komendant straży miejskiej w Bochni, nie przyznał się on do winy. – Straż miejska skierowała wniosek do sądu grodzkiego o ukaranie. Sprawa ostatecznie, jeśli chodzi o straż miejską, została w ten sposób zakończona, a to dlatego, że lekarz weterynarii nie przyznał się do wyrzucenia tych odpadów, jak również nie pamięta, komu zlecił ich wyrzucenie. Natomiast z protokołu przesłuchania wynika jasno i wyraźnie, że miał to niby być BZUK, który miał mu zabrać te odpady, w tej chwili pan lekarz weterynarz nie do końca już pamięta, więc tą sprawą będzie zajmował się sąd w Bochni – mówi komendant.
Kobieta, sprzątająca gabinet weterynaryjny w Bochni, która wyniosła odpady przed gabinet, została ukarana mandatem w wysokości 100 zł.
Będę to powtarzać aż do znudzenia; gdzie w Bochni znajduje się Sąd Grodzki? Kto jak kto,ale komendant Straży Miejskiej powinien być tego świadom. Dziennikarze również.
Mimo wszystko pozdrawiam.