W niedzielę w Oratorium Świętej Kingi odbyła się premiera „Kapsli” Bernarda Szczawińskiego. Aktorzy Teatru Artystokrackiego przenieśli nas spektaklem na blokowisko lat osiemdziesiątych. O sztuce rozmawialiśmy z jej autorem i reżyserem, Bernardem Szczawińskim.
mojaBochnia.pl: Skąd się wziął pomysł na „Kapsle”?
Bernard Szczawiński: Lata osiemdziesiąte są szczególnie wyjątkowe. Z kim bym nie rozmawiał, kto by wychowywał się w tamtych czasach podziela mój pogląd, bo te czasy rzeczywiście były tyle samo barwne co czarno-białe, a patrząc na współczesny świat i to jak on wygląda, to odnoszę wrażenie że coraz bardziej doceniamy to co było. Właśnie te wartości międzyludzkie, bo to ktoś powie tak: to nostalgia jest, to tylko dzieciństwo, ale nie, to było coś więcej niż tylko dzieciństwo. Czasy były inne, ludzie byli inni, inna muzyka, inne wartości, wszystko było inne.
Przywołuje pan „Kapsle”, które przerzucają nas do dzieciństwa spędzanego razem z kolegami bawiąącego się w Wyścig Pokoju…
Dokładnie tak.
W sztuce pojawia się postać dziewczyny, która próbuje odnaleźć się w tej dla niej nowej, a starej dla widza, rzeczywistości.
Tak, to jest mój taki pomysł na łącznik współczesności z przeszłością. To jest taka postać która poznaje ten świat swoimi, współczesnymi oczami.
Aby zrealizować takie spektakl musieliście wyposażyć się w liczne rekwizyty.
To praca bardzo wielu osób, byłoby niesprawiedliwością gdybym powiedział że to wszystko moje dzieło. Pomysł był rzeczywiście mój, natomiast cała masa nie tylko artystów, ale też i osób związanych z nami, pomogło zorganizować sztukę. Każdy coś przyniósł, oczywiście niektóre rzeczy trzeba było przygotować – nikt nie ma już tych kolorowych pasów, plakaty oczywiście są nowo zrobione, natomiast cała reszta jest wynikiem wielomiesięcznych przygotowań, gromadzenia, ściągania rekwizytów, które były nam przydatne, albo tylko jako rekwizyt i tło, albo niektóre są nam potrzebne do dialogu, do poszczególnych scen.
A te lata osiemdziesiąte, oprócz tego że były dla pana czasem dzieciństwem, czym były jeszcze?
Dla mnie, oprócz dzieciństwa, było to: dorastanie na osiedlu, w Krakowie, na Prokocimiu gdzie się wychowałem, świetna muzyka, świetne kino, bliżsi sobie zdecydowanie ludzie, niż jest to obecnie, ale też właśnie szarzyzna codziennego dnia, takie trudy i troski codzienności, z którymi borykali się nasi rodzice. My byliśmy wtedy jeszcze dziećmi, więc dla nas to było jeszcze bardziej kolorowe i dziecięce, no ale dobrze wiemy jak było.
Czy oprócz tej sztuki, ma pan za sobą jeszcze jakieś próby?
Nie, to jest mój debiut.
Będzie pan w przyszłości próbował jeszcze osadzać coś w tym klimacie? Jeszcze jest koniec lat 80-tych, początek 90-tych do zagospodarowania.
Tak, świetna sugestia. Powiem tak, nawet wczoraj zostałem zapytany „Co będzie dalej, czy będzie jakaś kontynuacja z tymi bohaterami?”, bo można byłoby tę historię poprowadzić w lata dziewięćdziesiąte i coś się w mojej głowie kiełkuje na ten temat…