Coraz częściej mamy pretensje odnośnie Bożych wymagań i tak łatwo stwierdzamy, że nie da się tak żyć, że te słowa, które pochodzą od samego Boga, nie są na nasze czasy. A dlaczego tak się dzieje?
Fragment dzisiejszej Ewangelii jest bardzo bogaty w swojej treści. Ukazuje nam Jezusa, jako Proroka w którym wypełniły się wszystkie proroctwa Starego Testamentu mówiące o oczekiwanym Mesjaszu. Ale Jezus jest nie tylko zwykłym prorokiem, ale Kimś więcej – jest Synem Bożym, poprzez którego Bóg przemówił do człowieka, pokazując nam jak mamy żyć i mówiąc do nas językiem miłości. Czy jednak my współcześnie żyjący chrześcijanie dostrzegamy miłość w tych słowach, które Jezus do nas skierował?
Coraz częściej mamy pretensje odnośnie Bożych wymagań i tak łatwo stwierdzamy, że nie da się tak żyć, że te słowa, które pochodzą od samego Boga, nie są na nasze czasy. A dlaczego tak się dzieje? Bo łatwiej zanegować coś, niż z tym się zmierzyć i pokazać, że jednak się da. Pomyśl w głębi swojego serca czy akceptujesz wszystkie wskazania Jezusa? Czy może te niewygodne dla ciebie już dawno odrzuciłeś?
„Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie”. Chciałbym zatrzymać się także nad tymi słowami Jezusa. Jezus odniósł je do siebie, gdyż dobrze wiedział, że ludzie nie potrafią zrozumieć tego, co do nich mówi. Nie dlatego nie mogą zrozumieć, że Jezus mówił zbyt trudno, lecz dlatego, że nie potrafili otworzyć się na proroctwa do nich skierowane. Gdy Jezus powiedział, że: „dziś wypełniło się Pismo” ludzie słuchający Go natychmiast zaczęli szemrać między sobą „Czy to nie jest syn Józefa”, jak więc może być kimś posłanym przez Boga. Potem wyrzucili go poza miasto, bo był „niewygodny”. Także i nam często zdarza się podobne myślenie wobec naszych bliźnich, kiedy zamiast przyjąć czyjeś dobre słowo, dobrą radę, zaczynamy szukać, co by można było drugiemu człowiekowi zarzucić, tylko po to, by go umniejszyć, by zniszczyć jego dobre imię. Coraz trudniej przychodzi nam dostrzegać w bliźnich to, co pozytywne w ich słowach czy zachowaniu, kosztem „wytykania” tego, co złe. Dlaczego tak się dzieje? Bo uważamy, że nikt nas nie będzie pouczał lub, że mało kto jest mądrzejszy od nas. Spróbuj czasem posłuchać drugiego człowieka i sam staraj się oczyszczać swoje myślenie i słowa z mówienia tylko tego co złe w drugim.
Słowa wypowiedziane przez Jezusa w dialogu z mieszkańcami Nazaretu: „Lekarzu ulecz samego siebie” przypominają szydzenie Żydów, żołnierzy i jego złoczyńców, gdy Jezus umierał na krzyżu. Szydzić przychodzi człowiekowi łatwo, ale po co to robić? „Ale z niego świętoszek”, „a ta to dewotka, która nic nie robi, tylko do kościoła chodzi”, „jak ona ma czelność siadać przed ołtarzem i jeszcze do komunii iść”. Tak łatwo przychodzi nam być lekarzami dla drugich. A co robimy, by chociażby pomóc innym przemieniać swoje życie? Co robimy, aby leczyć swoje życie z tego, co uleczenia wymaga? Nie zmienimy ani siebie ani drugiego człowieka obmawiając go, ale tylko mówiąc mu prosto w oczy to co konieczne. Jednak, gdy to chcesz powiedzieć, pamiętaj zawsze o tym, by czynić to z miłością, wtedy nikogo nie zranisz, a drugi człowieka przyjmie to jak wyraz troski o niego.
Duszpasterz