My, kapłani, jesteśmy lepiej przygotowani do bycia pasterzami niż rybakami. Łatwiej nam karmić słowem i sakramentami ludzi przychodzących do świątyni, niż pójść i szukać stojących z dala od Kościoła. Pozostaje więc wielkie pole do popisu dla rybaków.
Na początku jeszcze raz przypomnijmy sobie główną myśl dzisiejszej Ewangelii. Pewnego dnia Jezus nauczał na brzegu jeziora Genezaret. Stopniowo, jak gromadziło się coraz więcej ludzi, Jezus schodził coraz bliżej lustra wody, aż w końcu musiał wsiąść do łodzi i odpłynąć od brzegu, żeby nadal móc przemawiać do tłumów. Gdy skończył mówić, polecił właścicielowi łodzi – Szymonowi, by wypłynął na głęboką wodę i zarzucił sieci na połów. Szymon zwrócił uwagę, że nie jest to najlepszy dzień na łowienie ryb (on przecież był rybakiem, a Jezus według niego nie miał raczej o łowieniu ryb wielkiego pojęcia), ale na Jego słowo uczynił to. Co wydarzyło się potem, wszyscy wiemy. Zagarnęli tyle ryb, iż musieli wezwać na pomoc łódź płynącą w pobliżu. Był to cud potrzebny do przekonania rybaka, takiego jak Szymon Piotr. O czym chciał go przekonać Jezus? O tym, jakie jest jego prawdziwe powołanie, że ze zwykłego rybaka ma stać się tym, który będzie „łowił ludzkie dusze”, aby one osiągnęły zbawienie.
Drugą sprawą nad którą chciałbym byśmy się zatrzymali jest następujące pyatnie: Czemu jedni są rybakami, drudzy natomiast rybami? Dlaczego niektórzy są pasterzami, inni zaś owcami i stadem? Nikt przecież nie chce być tylko jednym z wielu, nie chce być ciągle komuś podległym, być tylko zwykłym pionkiem. W Kościele nikt nie jest wyłącznie rybakiem albo pasterzem i zarazem nikt nie jest wyłącznie rybą bądź owcą. Wszyscy jesteśmy na różne sposoby równocześnie i jednym, i drugim. Jedynie Chrystus jest tylko rybakiem i pasterzem. Święty Piotr, nim stał się rybakiem ludzi, sam został złowiony, a potem jeszcze wielokrotnie był łowiony. Ponownie przeżył to krocząc po falach, przeraził się i zaczął tonąc. A przede wszystkim kolejny raz został wyłowiony po swojej zdradzie. Doświadczył, co znaczy być wyłowionym z głębi otchłani, w którą wpadł, aby pojął, co znaczy być rybakiem ludzi. Skoro wszyscy ochrzczeni, na różny sposób, są równocześnie łowieni i są rybakami, to otwiera się przed laikatem ogromne pole do działania.
My, kapłani, jesteśmy lepiej przygotowani do bycia pasterzami niż rybakami. Łatwiej nam karmić słowem i sakramentami ludzi przychodzących do świątyni, niż pójść i szukać stojących z dala od Kościoła. Pozostaje więc wielkie pole do popisu dla rybaków. Ale każdy musi mieć tę świadomość, że jest rybą, która nie zawsze chce być złowiona. Jakże wielu nie chce oddać swojego życia w pełni Jezusowi. To ci wszyscy, którzy żyją według własnych norm (we własnym jeziorze, czasem zamulonym od grzechów), ci którzy uważają, że wszystko wiedzą najlepiej i nikt nie będzie ich pouczał (nawet sam Chrystus poprzez słowa Ewangelii), ci którzy nawet otworzyli drzwi po kolędzie, ale raczej tylko ze zwykłej tradycji, a nie dlatego, że potrzebują naprawdę Bożego błogosławieństwa. Zatrzymaj się dziś na chwilę i pomyśl, czy jesteś tą rybą, która chce być złowiona w sieci zarzucane przez Szymona Piotra na słowa Jezusa? Wtedy 2000 lat temu był wielki połów, a dziś?
Duszpasterz