Pamiętaj by w tym Wielkim Tygodniu postawić sobie jeszcze raz pytanie: Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Chrystusa? A może ja też?
Tekst dzisiejszej ewangelii przedstawia nam finał życia Jezusa. Wiemy, że znika zainteresowanie książką lub filmem, gdy zna się ich zakończenie. Także dla nas będzie lepiej w tej chwili, gdy nie będziemy o nim myśleli. Właśnie dlatego, że znamy zakończenie opisu Męki Chrystusa, on nas wierzących początku XXI wieku, nie wzrusza i nie rozpala naszych serc. Jakże wielu z nas traktuje ten opis jak wzruszającą historię życia jednego z „bohaterów”, którego losy zapisane są w Biblii. Dlatego chciejmy dziś jeszcze raz zatrzymać się nad tym opisem, by te zbawcze wydarzenia odnieść do naszego życia.
Dziś, jak co roku wzięliśmy do ręki palmy, poszliśmy po królewsku witać przybywającego do Jerozolimy Jezusa. Jest super! Jest radość! Jak miło jest zobaczyć osiołka, a na jego barkach Jezusa i te wiwaty na Jego cześć. Tak trudno przestać, bo jeśli zamilkniemy, to … dopiero „obudzimy się” wstrząśnięci w Wielki Piątek. Człowiek lubi radosne chwile, lubimy kiedy wszystko dobrze się układa, kiedy zdrowie dopisuje, kiedy nie trzeba myśleć o troskach, kiedy w szkole oceny są zadowalające, i nie brakuje „kasy” do pierwszego. W takich chwilach tak łatwo jest nam zrozumieć radość, jaka towarzyszyła mieszkańcom Jerozolimy.
Ale już dziś warto pomyśleć: co zrobimy za kilka dni, gdy w Wielki Piątek znajdziemy się z tłumem na dziedzińcu rzymskiej twierdzy? Ktoś krzyknie do Piłata: ”Ukrzyżuj!”. Milczeć wtedy? Krzykiem sprzeciwu odpowiedzieć na krzyk potępienia? Zacząć z tłumem coraz głośniej wrzeszczeć: ”Ukrzyżuj go!”. A może udawać, że nic się nie dzieje. Tamta historia wydarzyła się dawno, moje myśli i odczucia niczego w niej nie zmienią. Więc jakże często w codziennym życiu jesteśmy obojętni na „sprawy Boże”. Nic nas nie łączy, ze śmiercią Chrystusa. Ona już nie ma wpływu na nasze życie i postępowanie.
A kiedy my przeżywamy Wielki Piątek? Może częściej niż radość palmowej niedzieli. Tak wiele razy doświadczyliśmy bólu, cierpienia, niepowodzeń. Tyle razy mówiliśmy sobie, że mamy już dość, że nie damy rady dalej tak żyć. Znów coś się nie udało. Znów z pracy wróciliśmy zdołowani. Znów mąż wybrał towarzystwo kolegów i kieliszka, niż bycie z rodziną. Znów pokłóciłeś się z żoną, a ona pokłóciła się mężem. Znów wzywali cię do szkoły, bo z twoim dzieckiem są problemy. I tak ciągle coś, ciągle w życiu pojawia się krzyż. I wtedy zapominamy o radosnym „Hosanna”, a przed oczami mamy krzyż i gwoździe naszych grzechów lub gwoździe, które ktoś wbił nam w serce.
Dziś znów wysłuchaliśmy opisu męki naszego Pana Jezusa Chrystusa. Znów po słowach „wyzionął ducha” padliśmy na kolana, by pomyśleć o tym momencie „kiedy odszedł nasz Pan”. Każdy z nas, w mniejszym czy większym stopniu jest za to odpowiedzialny. Ty i ja jesteśmy odpowiedzialni za śmierć Jezusa. Ty i ja przygotowaliśmy dla Niego krzyż. Ty i ja czasem wbijamy gwoździe. Ale dziś radujmy się, stańmy przy drodze triumfalnego wjazdu do Jerozolimy, zaśpiewajmy „Hosanna”, niech w takim dniu jak dziś nasze serca wypełni radość, bo ta chwila nam przypomina, że Jezus jest naszym Królem. Pozwól Mu decydować swoim życiem, zasłuchaj się w Jego słowa i zrób wszystko, by już więcej nie przykładać ręki do Jego męki.
I pamiętaj by w tym Wielkim Tygodniu postawić sobie jeszcze raz pytanie: Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Chrystusa? A może ja też?
Duszpasterz