Bez chwili wahania idą tam, gdzie najbardziej niebezpiecznie – do płonących domów, wypadków samochodowych, zatopionych gospodarstw, w kierunku niewypałów i w miejsca katastrof budowlanych. Dzisiaj święto strażaków.
4 maja Kościół katolicki wspomina, postać św. Floriana. Był on żołnierzem za czasów cesarza Dioklecjana oraz męczennikiem za wiarę. Pod koniec XII wieku jego relikwie sprowadzono do Krakowa. Jest patronem strażaków i hutników.
Maciej Wolak z komendy powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Bochni zwraca uwagę, że dzisiaj łatwiej byłoby powiedzieć, czego strażacy nie robią, niż wyliczać ich zadania. – Od błahych, łącznie z usuwaniem gniazd owadów, po bardzo poważne zagrożenia, stanowiące element ratowania życia i zdrowia ludzi.
Podkreśla, że najbardziej przykre interwencje, w których biorą udział strażacy, to te, w których funkcjonariusze mają do czynienia z ofiarami śmiertelnymi. – Wtedy nasze działania nie skupiają się już niestety na ratowaniu życia i zdrowia ludzi, a już tylko na usuwaniu skutków tak przykrych i tragicznych zdarzeń. Każdy z nas w gruncie rzeczy taką sytuację musi później odreagować – dodaje Maciej Wolak.
Św. Florian był rzymskim oficerem na terenie obecnej Austrii. Za czasów prześladowań Dioklecjana został umęczony za wiarę chrześcijańską. Według wierzeń chroni on od klęsk: ognia, wojny, powodzi, nieurodzaju czy burzy. W ikonografii św. Florian przedstawiany jest z atrybutami takimi, jak zbroja, chorągiew, włócznia, wiadro z wodą, miecz oraz kamień u szyi.