W Bochni odbyła się projekcja filmu nt. Wisławy Szymborskiej. Przy tej okazji miało miejsce spotkanie z jej sekretarzem Michałem Rusinkiem. Okazuje się, że noblistka „się kategorycznie nie godzi, żeby jej imienia były jakieś szkoły czy ulice”.
Gościem spotkania był Michał Rusinek, sekretarz noblistki, który podzielił się swoimi uwagami na temat osoby krakowskiej poetki. Przyznał on, że niełatwo było zrealizować film na jej temat, gdyż Szymborska słynie z unikania kamer i dziennikarzy. – Tak naprawdę jest to film o tym, że nie da się o niej zrobić filmu, że nie da się jej podporządkować terrorowi mediów, że zachowała ona swoją prywatność. Jest to film, w którym jest ona trochę podglądana, podsłuchiwana, ale nigdy się nie zgodziła, żeby powiedzieć cokolwiek do kamery – mówi sekretarz Wisławy Szymborskiej.
Michał Rusinek został sekretarzem Wisławy Szymborskiej w roku 1996, kiedy została ona uhonorowana Noblem. Jego rola sprowadza się do selekcjonowania adresowanej do niej korespondencji. – Ona się kategorycznie nie godzi, żeby jej imienia były jakieś szkoły czy ulice, kategorycznie nie godzi się na nowych wydawców, wszystkie sprawy prawnicze są kierowane do prawników. Na bardzo wiele rzeczy mogę sam odpowiedzieć – dodaje Michał Rusinek.
Michał Rusinek przepisuje też na komputerze nowe wiersze noblistki.
pani Szymborskiej wystarczało, że dawniej szkołom nadawano imię jej idola Józefa Stalina, któremu pisała przepiękne wiersze i ody.
Na przykład po śmierci wodza:
„Niewzruszony drukarski znak
Drżenia ręki mej piszącej nie przekaże
Nie wykrzywi ból łza nie zmaże.”
„TEN DZIEN”
Oto Partia – ludzkosci wzrok.
Oto Partia – sila ludow i sumienie.
Nic nie pojdzie z jego zycia w zapomnienie.
Jego partia rozgarnia mrok.
Albo wychwalające PZPR:
„WSTEPUJACEMU DO PARTII”
Partia. Nalezec do niej,
z nia dzialac, z nia marzyc,
z nia w planach nieuleklych,
z nia w trosce bezsennej –
Wierz mi to najpiekniejsze,
co sie moze zdarzyc
w czasie naszej mlodosci
– gwiazdy dwuramiennej.
(„Pytania zadawane sobie”)
Wislawa Szymborska
Nie rozumiem, że niektórzy patrzą na całe życie człowieka przez pryzmat jednego epizodu. Nawet w filmie Zaleskiej Szymborska mówi, że wtedy tak myślała, ale źle myślała i teraz się tego wstydzi. Czy w chrześcijańskim narodzie tak ma wyglądać przebaczenie, że ciągle wypomina się komuś uznane przez niego błędy?
szanowny panie/pani „nierozumiem”, racja, iż błędy należy wybaczać. Ale co zrobić w przypadku, gdy dzięki tym „błędom” pani Szymborska stała się „uznaną” poetką? Czy dzisiaj byłaby znana, gdyby nie wsparcie ówczesnych władz, którym pisała pochwalne wiersze?
Czy naprawdę można uwierzyć w to, że ta mimo wszystko inteligentna osoba wierzyła w te komunistyczne bzdury i płakała za Stalinem? Nie, mam nadzieję, że tak nie było. Ale jeśli tak nie było, to działanie pani Szymborskiej było w takim razie wyrachowane i obliczone na rewanż ze strony władz – tak aby dzięki tym władzom stała się uznaną i znaną poetką.
Moje zdanie jest następujące – jako człowiekowi, wybaczam pani Szymborskiej te „błędy”. Jako poecie, który chce być uznawany współcześnie – tu mam opór…
Pozdrawiam i proszę o rzeczowe kontrargumenty. Nie uważam za stosowne wrzucać mnie do worka chrześcijańsko-narodowego, żeby mógł pan /mogła pani „nierozumiem” prowadzić w tej dyskusji.
Konkrety, konkrety :)
Do Pana Cezarego:
Dziękuję za rzeczowe argumenty. Pyta Pan: „Czy dzisiaj byłaby znana, gdyby nie wsparcie ówczesnych władz, którym pisała pochwalne wiersze?” Otóż twierdzę, że tak. Świadczy o tym fakt, że właśnie te „stalinowskie” dwa pierwsze tomy są najsłabsze, ale jeszcze przed nimi popełniła cały niewydany tom, który jeszcze stalinowski nie był. Późniejsze zbiory, jak „Wołanie do Yeti”, „Sól”, a zwłaszcza „Sto pociech, „Wszelki Wypadek”, „Wielka liczba” i „Ludzie na moście” to dla mnie (i nie tylko) majstersztyki. Rozumiem, że ma Pan opór w wybaczeniu Szymborskiej – poetce. Dla mnie jednak poziom jej poezji, finezja, podszyte ironią spojrzenie na świat i mówienie o sprawach najważniejszych (vide: „umrzeć – tego nie robi się kotu”) – są wystarczającym zadośćuczynieniem za błędy młodości.
Wracając do Pana pytania: „Czy dzisiaj byłaby znana, gdyby nie wsparcie ówczesnych władz, którym pisała pochwalne wiersze?” – otóż jest ono nieweryfikowalne. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić, „co by było, gdyby”, tak w tej, jak i w wielu innych kwestiach. Nie jesteśmy zatem w stanie sprawdzić, czy rzeczywiście „dzięki tym “błędom” pani Szymborska stała się “uznaną” poetką”. Twierdzę, że jej poezja (z wyłączeniem tych dwóch tomów, które – przyznaję – były nieporozumieniem) broni się sama. Z pozdrowieniem. Paweł Michalczyk
Panie Pawle, szanuję to, iż wg Pana późniejsze zbiory poezji to majstersztyki. Dla mnie większość to grafomaństwo. Realia są takie, że nie każdy poeta czy pisarz ma „nazwisko”. I dzięki temu ten znany może napisać często grafomańskie dzieło, ale i tak fani przed tym uklękną. Ci nieznani muszą się bardzo starać, aby zyskać uznanie. Cóż, z gustami się nie dyskutuje. Ale nie w tym rzecz.
Jestem przekonany, że od laureatki literackiej nagrody Nobla należałoby wymagać więcej, niż tylko dobrego kawału poezji. Może jestem naiwny, ale życiorysem też się powinno zasłużyć na szacunek. Może też te wymagania są za wysokie, ale to chyba dobrze, bo na przykład nagroda Nobla powinna być naprawdę ciężko i ledwo osiągalna po to, aby podtrzymać jej elitarność. A skoro jest elitarna, to zawiera w sobie wszystko co najlepsze.
Więc zastanawiam się, czy pani Szymborska naprawdę wierzy (tak wewnętrznie), że słusznie dostała tą nagrodę. Czy satysfakcja była na 100%?
Chcę wierzyć, że pani Szymborska jest dzisiaj lepszym człowiekiem niż wtedy za komuny.
Pozdrawiam
Nie wiem, czy widział Pan film „Chwilami życie bywa znośne” (jeśli nie, polecam). Tam można się przekonać, jaki stosunek miała i ma Szymborska do nagrody Nobla (określenie „tragedii sztokholmskiej” jest dość wymowne). Pewnie mogła nagrody nie przyjmować, pewnie byli inni (np. Herbert), których nie uhonorowano. Jednak zdecydowała się nagrodę przyjąć, ale – co pokazuje film – stara się żyć tak, jakby tej nagrody nie było. Wciąż ma swoje grono przyjaciół, nietypowe pasje (np. pisanie limeryków, zamiłowanie do kiczu), a do tego wydaje wcale nie gorsze – w mojej ocenie – tomy niż przed ową „tragedią”. Z pozdrowieniem. pm