„Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania…” Co oni chcieli osiągnąć w ten sposób? Chodziło im przede wszystkim o ośmieszenie nauki o powstaniu z martwych.
(Saduceusze nie wierzyli w anioły i zmartwychwstanie). Pewnie z tego też powodu opowiedzieli Jezusowi pewną historię, nie wiemy, czy prawdziwą, czy wymyśloną. „Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta”. I oto pytanie-pułapka: „Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną?” Odpowiadając, Jezus potwierdza fakt zmartwychwstania oraz ukazuje nam chrześcijańską wizję życia pozagrobowego, odmienną od wyobrażeń innych religii. Szczęśliwość wieczna to nie tylko wzmocnienie i przedłużenie radości ziemskich, z przyjemnościami cielesnymi i stale zastawionymi stołami na czele, ale jest ona spełnieniem wszystkich ludzkich oczekiwań na innej płaszczyźnie, jest zanurzeniem się w ocenianie Bożej miłości i szczęścia. Nie sposób nam tego sobie wyobrazić, co Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują i przez całe życie robią wszystko, aby do tego spotkania z Bogiem „twarzą w twarz” dotrzeć.
Jezus nam daje naukę o tym, jak to życie w wiecznej szczęśliwości będzie wyglądało: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić”. Dla wielu trudno cokolwiek konkretnego z tych słów wydobyć, ale możemy być pewni jednego, że będzie to zupełnie inna forma naszego „bytowania”, naszej egzystencji. Nie sposób nam sobie to teraz wyobrazić, ale nie wolno nam tego odrzucić. Fakt, że czegoś nie potrafimy zrozumieć, nie zwalnia nas z tego, że mamy w to nie wierzyć. Bóg uczyni wszystko, abyśmy naprawdę w końcu osiągnęli szczęście, którego tutaj na ziemi tak wielu z nas brakuje (i to z różnych powodów). Warto niejednokrotnie poświęcić tych kilkadziesiąt lat życia „pod górkę”, w trudzie, aby osiągnąć szczęście na wieki. Powiesz łatwo pisać, ale ja tym żyję i tak patrzę na Boże wymagania wobec mnie.
I jeszcze jedna ważna myśl: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”. Te słowa dają nam pewność, że ci, którzy odeszli spośród nas żyją! Nie da się temu zaprzeczyć uznając słowa Bożego Objawienia. One nie pozostawiają żadnej wątpliwości. Jeśli istnieje Bóg, to jest również życie pozagrobowe. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Niedorzecznością byłoby nazywanie Boga „Bogiem żywych”, gdyby w ostatecznym rozrachunku miał zarządzać „ogromnym cmentarzem”. Nie rozumiem ludzi (ponoć są tacy) twierdzących, że wierzą w Boga, ale nie w życie pozagrobowe. Trudno też zrozumieć ludzi, którzy znając Boże przykazania, doświadczając nie raz Bożej miłości, coraz częściej żyją tak jakby Boga nie było, chcą sami decydować o wszystkim, uważając, że to oni są „zwiastunami prawdy” na ziemi i wszystko wiedzą najlepiej. Takim rzeczywiście Bóg nie jest potrzebny, ale co powiedzą temu Bogu „żyjących”, kiedy w końcu On ich zaprosi przed swój tron?
Duszpasterz
„Warto niejednokrotnie poświęcić tych kilkadziesiąt lat życia „pod górkę”, w trudzie, aby osiągnąć szczęście na wieki” – to innymi słowami wyrażony znany na gruncie filozofii „zakład Pascala” mówiący, że warto zaryzykować skończoną doczesność i przyjąć istnienie Boga, bo w ten sposób można wygrać nieskończoność… ryzykując tak niewiele, jeśli Boga nie ma, bo cóż znaczy te parę lat „w trudzie” wobec wieczności???
A czy „życie w trudzie” gwarantuje owo spotkanie „twarzą w twarz” z Bogiem czyli zbawienie? Przecież Bóg jest wszechmocny i On decyduje o wszystkim, nie człowiek, który chciałby „wymusić zbawienie” dobrymi uczynkami…
PS: Oczywiście – bez względu na to czy możliwa jest „szczęśliwa przyszłość” – należy godnie żyć, poszerzać horyzonty poznania, próbować odgadnąć, czego Bóg chce od nas dzisiaj i wypełniać własne zadanie (przeznaczenie) – kierując się najważniejszym przykazaniem, tj. przykazaniem miłości…
….pewien starzec stojący nad grobem powiedział mi przed laty, że o tych rzeczach nie myśli bo ich nie ogarnia, ale kocha świat jakim jest…jakże bardzo człowiecza refleksja…