W taki dzień jak dziś, apelujemy i wołamy, modlimy się i prosimy o święte rodziny, ale… wszystkie ewangeliczne opisy dotyczące Świętej Rodziny nie opisują nam sielanki.
Skoro ewangelia daje nam opisy trudnych wydarzeń, to szczególny znak dla nas i dla naszych rodzin. Choć pewnie w życiu „Świętej Rodziny” były chwile piękne, radosne i spokojne, to ewangelia mówi o momentach trudnych: o niezrozumieniu już w chwili poczęcia, o zamkniętych drzwiach domostw, które nie przyjęły Maryi i Józefa, gdy miał się począć Jezus, a potem o ucieczce do Egiptu i „zagubieniu” Jezusa w Jerozolimie. Rodzina to wielkie wyzwanie, zbudować „świętą rodzinę” to trud, który jednak trzeba podjąć, aby poprzez realizację tego wyjątkowego i pięknego powołania, zasłużyć sobie na zbawienie. I pewnie pytamy się: dlaczego ewangeliści wspominają tylko o tych trudnych chwilach? Odpowiedź jest bardzo jasna: wszystko to było po to, aby zapewnić bezpieczeństwo Jezusowi. Każda rodzina jest powołana do tego zadania, aby w niej był obecny Jezus i aby Go chronić!
Każda kobieta pyta się czy będzie jej dobrze z tym, którego pragnie wziąć za męża, czy on będzie opiekuńczy, życzliwy, czy będzie się troszczył o rodzinę, czy nie będzie nadużywał alkoholu. Mężczyzna stawia sobie pytania, czy kobieta z którą pragnie się „związać” sakramentem małżeństwa będzie gospodarna, czy będzie dobrze troszczyła się o dom, czy dobrze wychowa ich wspólne dzieci, bo przecież tak wielu ojców ten obowiązek „zrzuca” na barki kobiety. A wszystko to pod kątem, aby zbudować spokojny i stabilny dom. A rodzina to poligon, to ciągłe wchodzenie na szczyt. I na to musimy być przygotowani. I mąż ma po to żonę, a żona męża, by wzajemnie „wyciągać się” z tego, co stanie się zagrożeniem dla miłości małżeńskiej i rodzinnej.
Dlatego trzeba się „bić” o piękne życie, trzeba umieć na siebie liczyć, trzeba być dla siebie przyjaciółmi, którzy zadbają o siebie wzajemnie. Bo małżonkowie, bo wszyscy w rodzinie powinni być dla siebie przyjaciółmi. Bo w małżeństwie „zacznie się dziać” i wtedy trzeba umieć z tego wyjść, ale wyjść wzajemnie sobie pomagając. Nie zawsze liderzy w narzeczeństwie, są nimi później w małżeństwie i dlatego tak wiele zależy od nastawienia. Jak ktoś kiedyś powiedział: „małżeństwa to nie horror, ale thriller bardzo często”. I dobrze, bo to co jest wartościowe musi kosztować wiele trudów i poświęcenia. I w tym wszystkim trzeba być rozsądnym, aby z mądrością wyjść z każdego problemu.
Dlaczego te sprawy rodzinne są takie trudne? Bo czasem nie rozumiemy czym naprawdę jest miłość. A kochać, to zaprosić Jezusa, tę Maleńką Miłość do swojego życia. I dlatego dostajemy takie trudne rodziny, rodziców, dzieci, aby się tej prawdziwej miłości nauczyć. Zapytaj się teraz, czy pozwalasz Bogu, aby On był obecny w twojej rodzinie, czy budujesz swoją miłość na miłości do Niego. Czasem co innego jest „bogiem”, a nie ten, który jest Miłością!
Zaglądnijmy jeszcze na koniec do dzisiejszej Ewangelii. „…oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; (…) On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. (…) A gdy Herod umarł, oto Józefowi w Egipcie ukazał się anioł Pański we śnie, i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i idź do ziemi Izraela, bo już umarli ci, którzy czyhali na życie Dziecięcia. On więc wstał, wziął Dziecię i Jego Matkę i wrócił do ziemi Izraela”. Dlaczego cztery razy jest wyraz „wstał”? Bo nic nie zrobimy jak nie wstaniemy! Oto zadanie dla nas – POWSTAĆ – oczywiście na płaszczyźnie ducha, aby zawalczyć o świętość, o świętość swojej rodziny. Życie często jest jak walka bokserska, dostajemy ciosy, czasem czujemy się znokautowani, lecz dopóki nas nie „wyliczą” zawsze możemy wstać i walczyć dalej walczyć o nasze święte rodziny. Ale pamiętaj, że zadaniem rodziny jest chronić Jezusa!
Duszpasterz