Widzimy, jak wielu potrzebujących żyje pośród nas, ale ich krzyk dociera do nas jakby z oddali. Nie dochodzi do naszego serca. Chronimy się przed nim. A co mamy czynić?
Dzisiejsza Ewangelia wzywa nas abyśmy byli światłem w tym świecie, w którym tak wiele ubóstwa, które należy zwalczyć albo przynajmniej starać się je złagodzić. Bardzo trudno jest mówić czy pisać o ubóstwie, zwłaszcza wtedy, gdy tak naprawdę wielu z nas nie żyje na granicy nędzy, czy materialnego ubóstwa. Ktoś powie, że jest inaczej, jest o wiele gorzej, ale musimy się zgodzić, że ci naprawdę potrzebujący, którzy nie mają na ten „powszedni chleb” są w zdecydowanej mniejszości, a jeśli już im brakuje to zawsze jest kuchnia „Caritas”, gdzie mogą otrzymać, i wielu otrzymuje, ciepły posiłek. I już w tym momencie, gdy „dokładamy się” do darmowych obiadów, okazujemy swoją troskę o ubogich.
Współczesny świat preferuje „podwójne szyby”. To właśnie one, tak często teraz montowane w oknach, chronią przed zimnem, gorącem, hałasem, wyciszają wszystko, sprawiają, że docierające do nas dźwięki są przytłumione, wygłuszone. Widzimy, jak wielu potrzebujących żyje pośród nas, ale ich krzyk dociera do nas jakby z oddali. Nie dochodzi do naszego serca. Chronimy się przed nim. A co mamy czynić? Pierwszą rzeczą do zrobienia, gdy chodzi o biednych, jest rozbicie podwójnych szyb, przezwyciężenie obojętności, nieczułości. Odrzucenie zabezpieczeń i pozwolenie, aby ogarnął nas zdrowy niepokój z powodu potrzebujących, o których mówił Jezus, że zawsze będziemy ich mieli pośród nas.
Z czasem człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego i my przywykliśmy do biedy innych. Nie robi już na nas wrażenia, traktujemy ją jako coś prawie nieuniknionego i oczywistego. Ale postawmy się przez chwilę w sytuacji Boga, spróbujmy spojrzeć na sprawy tak jak On. Jest jak ojciec rodziny, który ma siedmioro dzieci i przy każdym posiłku jest świadkiem takiej oto sceny: dwoje dzieci zgarnia prawie wszystko, co jest na stole, pozwalając, by pozostała piątka głodowała. Czy ojciec może pozostać taki nieczuły, widząc coś takiego?
Miłowanie ubogich to „dawać światło” nadziei, to przede wszystkim szanować innych i respektować ludzką godność. Obowiązek miłowania i szanowania ubogich łączy się, jak już mówiłem, z obowiązkiem wspomagania ich. Samo współczucie, tak samo jak wiara, bez uczynków jest martwe. I nie ulegnijmy pokusie tego, by patrzeć na innych i w ich obojętności szukać usprawiedliwienia. Nie „wyliczajmy” innym czego nie zrobili, albo o czym my nie wiemy, ale sami zróbmy coś co nie tylko „uspokoi” nasze sumienie, ale będzie wyrazem naszej postawy wypływającej z potrzeby serca. Bo najczęściej jest tak, że albo ktoś tę potrzebę pomaga innym w sobie ma, albo zawsze będzie potrafił się usprawiedliwiać, że sam jestem na tyle ubogi, że na pomaganie mnie nie stać.
Duszpasterz