Mieszkanka Trzciany koło Bochni walczy o czystą wodę w swojej studni. Jak twierdzi pani Anna Guśpiel, woda spływająca z pól uprawnych sąsiada wpływa do jej studni, a wraz z nią szkodliwe dla zdrowia nawozy i pestycydy. Kobieta domaga się, aby władze gminy pomogły jej wyegzekwować u sąsiada wykonanie rowu odwadniającego. I tu zaczyna się problem, bo kobieta twierdzi, że przez władze jest traktowana niesprawiedliwie.
Pani Anna twierdzi, że zwróciła uwagę sąsiadowi, na co ten miał zareagować arogancko. Następnie pani Guśpiel złożyła skargę do urzędu gminy. Do tej pory przeprowadzono trzy wizje lokalne, gmina wydawała kolejne decyzje, na które mieszkanka Trzciany składała odwołania, twierdząc, że są one przeciwko niej. – W trzeciej decyzji kolegium odwoławcze odrzuciło w całości po raz trzeci decyzję wójta. Czyli jego decyzje są wydawane i przeprowadzane wizje niezgodnie z prawem. Bo gdyby było zgodne z prawem, kolegium odwoławcze stanęłoby po stronie urzędu gminy, że słusznie działał. Jest to niesłuszne działanie tylko z chęci zemsty, zgnębienia nas, dwojga samotnych, starszych osób – żali się mieszkanka Trzciany.
Wójt Trzciany Józef Nowak wyjaśnia, że władze gminy podczas wizji lokalnej nie stwierdziły zmiany tzw. stosunków wodno-prawnych. – Nie ma możliwości nakazania czegokolwiek, przywrócenia stosunków wodnych do stanu poprzedniego. Ugoda, którą spisano, dawała możliwość zmiany tych stosunków, bo tylko ta forma prawna daje możliwość zmiany stosunków wodno-prawnych na gruncie. Ale od tej decyzji również pani Guśpiel się odwołała, więc ja już właściwie dzisiaj nie wiem, o co pani Guśpiel chodzi – mówi wójt.
Radna Franciszka Pawlicka była na wizji lokalnej u pani Guśpiel i uważa, że niewiele potrzeba, aby doszło do rozwiązania problemu. – Uważam, że sprawa jest prosta, tylko trzeba dobrej woli: ze strony sąsiada, ze strony pani, ze strony wójta. Według mojej osobistej znajomości rzeczy, znajomości terenu, bo byłam tam niejeden raz, wystarczy, żeby sąsiad przeorał, przekopał tak głęboką bruzdę, która pozwoli, żeby woda spłynęła do potoku do lasu. I to wszystko – mówi radna.
Sąsiad pani Anny Guśpiel nie chciał z nami rozmawiać, odsyłał nas do protokołów z wizji lokalnej.