Polska żyje odejściem Noblistki. Warto wiedzieć, że Wisława Szymborska jako dziecko bywała w Bochni. Odwiedzała tu swoją babcię, mieszkającą niegdyś przy ul. Wygoda. Czy ślad tych wizyt został uwieczniony w poezji?
Wisława Szymborska była córką Anny Marii z domu Rottermund (1890-1960) i Wincentego Szymborskiego (1870-1936). Matką Anny Marii była Karolina Rottermund (z domu Kubacz), która zmarła 1948 r. Spoczywa w Bochni, na cmentarzu komunalnym przy ul. Orackiej w grobowcu rodzinnym.
Karolina Rottermund mieszkała w Bochni przy ul. Wygoda. Na przełomie lat 20 i 30 XX w. często gościła wnuczki: starszą Nawojkę i jej siostrę Ichnusię (Wisławę). Drewniany dom był wówczas pomalowany na różowo, a przed nim znajdował się pełen kwiatów ogród. Późniejsza noblistka już w tych latach zaczynała pisać, o czym wspomina w późniejszych wywiadach. Jej pierwsze wiersze były rymowane i dotyczyły głównie kwiatów, zwierząt oraz zabaw swoich rówieśników.
Oj Ichna, Ichna ty wierszokletko, ty tylko te wiersze klecisz – miała mówić Wisławie babcia (pisze o tym Agata Tyrka w 4 numerze Wiadomości Bocheńskich z 2001 r.). Ichna było zdrobnieniem od Marii (Marychny), które było drugim imieniem noblistki. Wisława miała bywać w Bochni nie tylko jako dziecko, ale również jako panienka. Dom, w którym bywała Szymborska, stoi do dziś.
W książce pt. Pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny Wisławy Szymborskiej autorstwa Anny Bikont i Joanny Szczęsnej (Kraków 1997) można znaleźć zdjęcie kąpiących się w Rabie latem 1940 r. Nawoi Szymborskiej i jej kuzyna Jana Rottermunda, a także samej Wisławy z tymże, stojących w drzwiach domu przy ul. Wygoda.
Poetka w swojej twórczości poetyckiej wprost o Bochni nie wspomina. Wymienia jednak nazwę rzeki, przepływającej przez te tereny: „Rzeka to Raba nie od dziś płynąca”. Czyni to, opisując w sobie charakterystyczny sposób jedno z prozaicznych zdarzeń, naświetlając jego znaczenie w szerszej optyce dziejów. Niewykluczone, że Szymborska wpadła na pomysł tego wiersza podczas którejś z ówczesnych wizyt w okolicach Bochni:
Może być bez tytułu
Doszło do tego, że siedzę pod drzewem,
na brzegu rzeki,
w słoneczny poranek.
Jest to zdarzenie błahe
i do historii nie wejdzie.
To nie bitwy i pakty,
których motywy się bada,
ani godne pamięci zabójstwa tyranów.
A jednak siedzę nad rzeką, to fakt.
I skoro tutaj jestem,
musiałam skądś przyjść,
a przedtem
w wielu jeszcze miejscach się podziewać,
całkiem tak samo jak zdobywcy krain,
nim wstąpili na pokład.
Ma bujną przeszłość chwila nawet ulotna,
swój piątek przed sobotą,
swój przed czerwcem maj.
Ma swoje horyzonty równie rzeczywiste
jak w lornetce dowódców.
To drzewo to topola zakorzeniona od lat.
Rzeka to Raba nie od dziś płynąca.
Ścieżka nie od przedwczoraj
wydeptana w krzakach.
Wiatr, żeby rozwiać chmury,
musiał je wcześniej tu przywiać.
I choć w pobliżu nic się wielkiego nie dzieje,
świat nie jest przez to uboższy w szczegóły,
gorzej uzasadniony, słabiej określony,
niż kiedy zagarniały go wędrówki ludów.
Nie tylko tajnym spiskom towarzyszy cisza.
Nie tylko koronacjom orszak przyczyn.
Potrafią być okrągłe nie tylko rocznice powstań,
ale i obchodzone kamyki na brzegu.
Zawiły jest i gęsty haft okoliczności.
Ścieg mrówki w trawie.
Trawa wszyta w ziemię.
Deseń fali, przez którą przewleka się patyk.
Tak się złożyło, że jestem i patrzę.
Nade mną biały motyl trzepoce w powietrzu
skrzydełkami, co tylko do niego należą
i przelatuje mi przez ręce cień,
nie inny, nie czyjkolwiek, tylko jego własny.
Na taki widok zawsze opuszcza mnie pewność,
że to co ważne
ważniejsze jest od nieważnego.
(Wisława Szymborska, Może być bez tytułu z tomu Koniec i początek, Wydawnictwo a5, Kraków, 1993, s. 7-8)