Z Lipnicy nad Bałtyk samotnie na rowerze

Długi weekend majowy można wykorzystać na odpoczynek lub spełnianie marzeń. Oto jedno z nich. Mieszkaniec Lipnicy samotnie wybrał się na rowerze nad Bałtyk. W 5 dni przejechał 750 km.

Pomysł, by przejechać Polskę na rowerze, zrodził się w głowie Damiana Polka na początku roku, czyli jeszcze przed sezonem rowerowym. Szybko powstała trasa podzielona na etapy: Lipnica Murowana – Kielce – Warszawa – Sierpc – Nowe – Gdańsk (Sobieszewo). Celem było dojechanie nad polskie morze. Długo się nie zastanawiałem, tylko zabrałem się za różnorakie treningi. Nie tylko na samym rowerze, lecz również biegi, długie piesze spacery, oraz ćwiczenia mięśni rąk. Prawie nikt nie wierzył, że może mi się udać, w końcu jeżdżę tylko w wolnych chwilach – całkowicie amatorsko. Każdy patrzył z niedowierzaniem, ja jednak chciałem się sprawdzić. Czas szybko leciał i trzeba było ruszać. Rower przygotowany, bagażnik zamontowany, torba spakowana, lecz tylko z tymi naprawdę najpotrzebniejszymi rzeczami. Przed samym startem zaplanowałem noclegi (u rodziny i znajomych) oraz w miarę dokładną trasę – wspomina Damian.

28 kwietnia o siódmej rano Damian Polek wyjechał z domu. Wtedy też rozpoczęła się jego 5-dniowa samotna podróż. Podczas wyprawy nie nastawiałem się na zwiedzanie czy odpoczynek w mijanych miastach. Cel był jeden – niezmienny. Tylko pierwsze 100 km było stosunkowo łatwe. Trasę modyfikowałem na bieżąco. Na jednych etapach korzystałem tylko z mapy, na innych również z nawigacji. Szczególnie przydawała się, gdy jechałem przez lasy czy boczne, utwardzone gminne drogi. Ciekawie było gdy gubiłem zasięg w lasach, w końcu korzystałem tylko z komórki. Mapy jednak okazywały się nie zawsze aktualne. Ogólnie po drodze poszukiwałem trzech mostów. Jeden nie istniał (kiedyś wojsko przeprawiało się w danym miejscu), drugi od roku był remontowany i akurat w tych dniach nie było wcale przejazdu, a trzeci został przeniesiony kilka kilometrów dalej. W takich wypadkach pomoc mieszkańców jest nieoceniona. Na szczęście nie zgubiłem się ;) Zarówno kolejne kilometry jak i dni były coraz trudniejsze. Nie tylko dystans, który musiałem pokonać każdego dnia ale i upalna pogoda utrudniała wyprawę. Najlepiej jechało się między 7:00 a 11:00. Później termometr wskazywał 30 stopni Celsjusza, a powietrze było tak duszne, że zmęczenie wzmagało się dwukrotnie szybciej. Przez jeden dzień potrafiłem wypić nawet 7l napojów.

Na trasie Kielce – Warszawa okazało się, jak ważne jest zabranie narzędzi do roweru. Na szczęście lipniczanin i o tym pomyślał, zanim wyjechał z domu. W okolicach 30 km od startu odkręcił się pedał. Bez niezbędnego klucza musiałbym dobrych kilka kilometrów pchać rower. Ogólnie obeszło się bez poważniejszych defektów sprzętu, czego nie mogę powiedzieć o samym sobie. Kiedy pod koniec trzeciego etapu pojawił się ból w okolicach ścięgna Achillesa w prawej nodze, zacząłem się mocniej zastanawiać czy dam radę. Jednak z każdym metrem zbliżałem się do upragnionego celu, a to dodawało mi sił. Po kolejnym (czwartym) dniu problem występował już w dwóch nogach i nawet schody sprawiały mi problemy. Pozostało 100km do morza, więc nie mogłem się poddać. Zmniejszyłem tempo, robiłem więcej przerw i pomału pokonywałem dystans.

2 maja około godz. 14:00 Damian Polek dojechał do celu. Szczęśliwy, zapominam o bólach. Jadę na plaże. Woda zimna, więc się nie kąpie, choć kilka odważniejszych osób zanurzało się. Czas na upragniony odpoczynek.
Nad samym Bałtykiem byłem tylko pół dnia oraz zimną (7C) noc. Po części powodem był goniący mnie czas, lecz z drugiej strony jeszcze za zimno by kąpać się w morzu, a za leżakowaniem nie przepadam :)

Ta wyprawa była pierwsza, lecz na 100 procent nie ostatnia. Jedno marzenie udało się spełnić, co jednak nie oznacza, że nie ma ich więcej. Mam jednak nadzieję, że uda mi się „zarazić” swoją pasją innych, w tym młodzież i dzieci z całymi rodzinami, a samemu jeszcze w tym roku gdzieś dalej pojechać :) bo świat widziany z roweru jest naprawdę piękny – podsumowuje.

Jeszcze trochę o kosztach. Wbrew pozorom wyprawa nie należała do drogich. Wszystko dzięki wcześniejszej organizacji. Dzięki darmowym noclegom (za co bardzo dziękuję również z tego miejsca) wyprawa zamknęła się kwotą około 150 zł. Koszty podnoszą zakupy w małych przydrożnych sklepikach, lecz nie dało się tego uniknąć.

Damian zwraca uwagę, że Polska staje się krajem coraz bardziej przyjaznym rowerzystom. Cieszy fakt, że mamy w miastach i miasteczkach, a nawet wsiach coraz więcej ścieżek rowerowych. Szkoda tylko, że nadal zdecydowana większość woli robić szerokie dwumetrowe chodniki bez wydzielonego pasa dla rowerzystów.