Pielgrzymi z Bochni dotarli już na Jasną Górę. Wędrowali od niedzieli do niedzieli. Pierwsze dwa dni zajęła im droga na wawelskie wzgórze, pozostałe sześć – z Krakowa do Częstochowy. Przedstawiamy relację jednej z uczestniczek.
„Krok, krok, za krokiem krok,
Tchu brak, bo długi szlak”
Ten cytat pochodzi z jednej z pielgrzymkowych piosenek i trzeba przyznać, że idealnie opisuje zmagania, jakie każdy z pątników prowadzi z samym sobą idąc mimo wszystko: mimo bólu, zmęczenia, niewyspania i niejednokrotnie ekstremalnych warunków pogodowych.
Ten długi szlak, te niemal 200 km z Bochni na Jasną Górę przeszliśmy w różnych intencjach. Niektórzy z nas by dziękować, inni by prosić, a jeszcze inni by przepraszać. Wszystko to, co nieśliśmy ze sobą, w swoich sercach, złożyliśmy u stóp Czarnej Madonny, licząc na to, że wyjednamy u niej przeróżne łaski. Ale czy tylko z tego powodu?
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, ani, być może, zrozumiała dla wszystkich. Chodzi bardziej o jakąś nieokreślona potrzebę, potrzebę czegoś nie materialnego , nie czegoś, co można zobaczyć, a czegoś bardziej duchowego. Ktoś trafnie zauważył, że pielgrzymka to inna rzeczywistość, w której i my jesteśmy innymi ludźmi: nie zachowujemy się, nie myślimy, ani nie odczuwamy w taki sposób jak normalnie, na co dzień. I wielu z nas właśnie tego potrzebowało; takiego oddechu, przerwy od pracy, od domu, od całego naszego zabieganego i skomplikowanego życia. Bo ten pielgrzymkowy szlak, pod pewnymi względami, był od niego o wiele łatwiejszy. Wszelkie trudności miały naturę fizyczną, ale nikt nie musiał stawiać czoła codziennym problemom, trudnym decyzjom, tym małym krzyżom, które są zwykle na porządku dziennym. Liczył się kolejny odcinek i kolejny krok.
Ks. Roman podczas swojego kazania na rozpoczęcie pielgrzymki zdefiniował potrzebę pielgrzymowania, jako potrzebę odnalezienia swojego człowieczeństwa, potrzebę „bycia”, a nie „posiadania”. Zgadzam się z nim i dodam więcej: to, że pielgrzymujemy, pokazuje, że nie samym chlebem żyje człowiek. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że niemal 150 osób szło 8 dni pomimo upałów, ulew i burz, w zmęczeniu i niewygodzie, nie otrzymując w zamian nic materialnego, a wręcz po ludzku na tym tracąc cenny czas i pieniądze? Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że w ostatni dzień do grupy bocheńskiej dołączyło ponad 170 osób, żeby wejść razem z nami na Jasną Górę i doświadczyć tego niesamowitego, niewytłumaczalnego uczucia dotarcia do celu?
Pielgrzymka, to coś więcej niż tylko droga, którą pokonujemy na naszych nogach. To też droga, którą pokonujemy we własnych sercach, droga, która nas zmienia i kształtuje na nowo. I nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł po niej powiedzieć „Nie warto było iść”.
Natalia Kołodziej