Chcą pokonać tysiąc kilometrów po bezdrożach na rowerach

6 września wyrusza ekspedycja rowerowa przez całą południową górską granicę Polski: od Świeradowa Zdroju po Wetlinę, od Śląska po Bieszczady. Ponad 1000 km górskiej przygody połączy dwa główne szlaki górskie Polski: Główny Szlak Sudecki oraz Główny Szlak Beskidzki. W wyprawie pod patronatem mojaBochnia.pl biorą udział Kamil Łazowski ze Starego Wiśnicza i Szymon Anioł z Jastrzębia Zdroju.

mojaBochnia.pl Od jak dawna jeździcie na rowerach w długie trasy? Jakie miejsca udało wam się dotąd zwiedzić?

Na długie wyprawy wybieramy się już od ładnych kilku lat. Wszystko zaczęło się parę lat temu, kiedy będąc jeszcze w gimnazjum zaczynaliśmy swoje pierwsze podrygi związane z kolarstwem górskim. Z dnia na dzień ubywało miejsc, gdzie jeszcze nie zawitały ślady naszych opon, a apetyt rósł w miarę jedzenia. Potrzebowaliśmy jakiejś wielkiej, wspaniałej wyprawy, jakiegoś fajerwerku. I tak wyruszyliśmy w szereg wspaniałych wypraw. Jedną z pierwszych był Mały Szlak Beskidzki, który wiódł od Bielska Białej aż do Rabki Zdrój. Następnie przyszła pora na Główny Szlak Beskidzki – nasze wielkie marzenie spełniło się po jedenastu dniach jazdy w błocie, zimnie i deszczu. Ponad 600 km beskidzkiej włóczęgi od Śląska po Bieszczady. Kolejnym szlakiem długodystansowym był Główny Szlak Podkarpacki – trasa innowacyjna, bowiem w praktyce nieistniejąca. Pomysł jej utworzenia padł z ust Kazimierza Sosnowskiego w zeszłym stuleciu, celem powiększenia górskiej strefy turystycznej o pogórza. Idea nie została zaakceptowana, szlak został zapomniany. My natomiast wytyczyliśmy go na nowo i przejechaliśmy. Następną dłuższą trasą był Szlak Orlich Gniazd, prowadzący z Częstochowy do Krakowa. Nie liczę oczywiście ogromu krótszych, dwu i jednodniowych wycieczek.

MB: Skąd pomysł szlaku przez całą południową górską granicę Polski?

Skąd wziął się pomysł? Sprawa wygląda prościej niż się wydaje. Po każdej ukończonej wyprawie szukamy czegoś nowego, większego, trudniejszego. Szukamy szlaku, z którym możemy stanąć w szranki. Gdy padła propozycja przejechania całą południową granicą, obaj uznaliśmy, iż właśnie na to czekaliśmy. Tym bardziej, iż do zdobycia został nam przecież cały Główny Szlak Sudecki.

MB: Tysiąc kilometrów to naprawdę sporo, nawet jeśli podzielić je na 20 dni. Jak będzie przebiegać wyprawa (codzienne dystanse, noclegi, wyżywienie itd.)?

Szlak wiedzie właściwie cały czas bezdrożami. Z rzadka tracimy las na rzecz asfaltu, robimy to bardzo niechętnie, gdyż jazda drogą nie sprawia nam takiej przyjemności.

Wytyczanie trasy nie stanowi dla nas trudności – jest to nieodłączny element każdej wyprawy i bardzo go lubimy. Siedzieć wieczorami nad mapami, z zimnym piwem i muzyką Floydów sączącą się z głośników… czy może być coś przyjemniejszego?

MB: Faktycznie, imponujące i godne pozazdroszczenia. Kolejne pytanie, jakie się narzuca to koszty, jakie wiążą się z Waszą ekspedycją? Zapewne liczycie na pomoc sponsorów?

Tak, tysiąc kilometrów to całkiem niemały dystans. Tym bardziej, że trasa będzie właściwie całkowicie wiodła górskimi szlakami. Wiem, że wyda się to zaskakujące, ale nie robimy sztywnych „punktów” na noclegi, gdyż jest to zwyczajnie niepraktyczne, gdy posiadamy namiot. Możemy rozbić się w dowolnym miejscu w lesie, lecz najczęściej wybieramy te położone bliżej potoków – to w końcu nasze centrum higieny! Podobnie sprawa tyczy się liczonych kilometrów – na tak długich wyprawach praktyczniej jest liczyć dystans w dniach potrzebnych, do osiągnięcia celu. Przez lata nauczyliśmy się, iż najlepiej jest wstawać wraz ze wschodem słońca i kłaść się gdy złocista tarcza chyli się już ku zachodowi. Niekiedy urządzamy sobie wyjątkowe rajdy na wyczerpanie i wyniszczenie, nazywamy je subtelnie „lotami feniksa”. Polegają one na tym, iż wstajemy jeszcze przed wschodem i jedziemy tak nawet do dwóch godzin po zachodzie słońca. Piękna sprawa. Jeśli chodzi o wyżywienie, to sprawa prezentuje się dość ubogo. Rano najprawdopodobniej będziemy jeść kaszkę manną, w ciągu dnia batony musli i chleb z pasztetem, a wieczorem serek wiejski i rybkę. To jednak bardzo ogólny opis, śniadania i kolacje będą zależeć od tego, czy tego dnia będziemy przejeżdżać przez jakąś miejscowość.

Koszty będą niestety dosyć spore. Szacujemy, iż każdy z nas wyda na wyprawę ok. 600-700zł i to nie licząc zakupu koniecznego wyposażenia. Potrzebujemy bowiem lepszych, lżejszych śpiworów, kurtek, aparaty fotograficznego itd. A wtedy koszta rosną niebotycznie… Warto pamiętać, iż cały sprzęt wieziemy na plecach, a gdy jest to namiot, karimata, śpiwór, jedzenie, narzędzia, to robi się naprawdę ciężko. Dlatego liczymy na pomoc sponsorów, którzy pomogą nam zdobyć potrzebny sprzęt.

Nasze wyprawy mają także na celu udowodnienie wielu osobom, iż jest to doskonały sposób na odkrywanie niebywałego piękna naszego kraju. Zachęcamy do ruchu – każda forma jest dobra, a gdy można przy okazji coś ciekawego zobaczyć – to już fantastyczna sprawa!