Pożary na Bujaka: mieszkańców ogarnął strach

Mieszkańcy ul. Bujaka drżą ze strachu przed podpalaczem. W ciągu trzech dni były tam trzy pożary. Najpierw spłonęła łąka, następnego dnia pustostan, w końcu stodoła. Ten ostatni pożar szczególnie dotknął właściciela gospodarstwa, samotnie wychowującego trójkę dzieci.

Ludzie nie wierzą, że trzy pożary w trzy kolejne dni to zbieg okoliczności, tym bardziej że wszystkie te zdarzenia miały miejsce w bliskiej okolicy i o podobnej godzinie. W niedzielę ok. 22.00 paliła się sucha trawa na jednym z pól. W poniedziałek około godziny 17.00 pustostan. Następnego dnia o podobnej porze położona niemal naprzeciwko niego stodoła.

Trzeci dzień z rzędu pożar o tej samej porze – przykra sprawa. Jest jakiś podpalacz, bo najpierw łąka, potem pustostan, wreszcie stodoła. Trzeba byłoby, żeby kilku ludzi pilnowało okolice – mówią mieszkańcy.

Jan Cygan zauważył pożar stodoły tuż po 17.00. Chwilę wcześniej pojechał kilkaset metrów od gospodarstwa ukosić trawy dla zwierząt. Nie było go niespełna pół godziny. Gdy wrócił, z budynku unosił się już dym i płomienie, trawiące od dołu słomiane bale. Na szczęście budynek udało się uratować.

Straciłem siano i słomę z dwóch lat. Pracowało się na to całe lato się, kupiłem całe auto słomy, nie zostało nic. Wszystko poszło z dymem albo jest zalane wodą i przesiąknięte dymem. W stodole były młynki, śrutowniki, również są zalane. Szczęście, że pożar nie był w nocy, bo wtedy nic nie dałoby się uratować, nawet domu – mówi Jan Cygan. Po śmierci żony mężczyzna samotnie wychowuje trójkę dzieci. Oprócz pracy zawodowej, prowadzi jeszcze gospodarstwo. Pożar stodoły to dla niego ogromny cios. Na razie nie sprząta przykrego widoku z podwórka, czeka na wizytę przedstawicieli ubezpieczyciela. Nie dostanie jednak odszkodowania za zniszczone płody rolne i maszyny.

Policja apeluje do osób, które mogły być świadkami opisanych pożarów o kontakt i pomoc w ustaleniu sprawcy.